wtorek, 8 października 2013

Rozdział 7

             Hej miśki :D Przepraszam za taką długą przerwę, ale wena się pierdoli z czasem i tak wyszło ;/

No i jak widzicie, jest nowy szablon :D Napiszcie czy wam się podoba, plosę

Miłego czytania ♥ 


----------------------------------------------------------------------------------------------------



- A co jeśli Pani Valentine będzie zadzierać z Panem Tomlinsonem, hm? – cały czas byłam przewieszona talią przez jego ramię. Nie powiem, nawet wygodnie.
- A to! – nagle zrzucił mnie na miękką sofę, po czym zaczął mnie łaskotać. Boże, tylko nie to! Nienawidzę łaskotek. Nie dlatego, że mam gilgotki, ale dlatego że nienawidzę tego dotyku. Zdaje mi się, że  muszę go ostrzec, że niechcący mogę mu przyłożyć stopą, no ale cóż… sam zaczął.
- Louis! Już! Sto.. Stop! – błagałam wijąc się pod wpływem jego dotyku. Był bardzo rozbawiony i widocznie sprawiało mu to mnóstwo frajdy, bo nie przestawał  pomimo moich próśb. Louis zdawał się być naprawdę przyjacielskim gościem. Harry na początku całkowicie inaczej go opisywał. Lou rzeczywiście jest specyficzny jeśli chodzi o kontakty towarzyskie, ale to sprawia że go polubiłam. Można świetnie z nim spędzić czas, powodem jest jego poczucie humoru i charyzma. To dziwne że po tak krótkim czasie go polubiłam. W pewnym momencie szatyn przestał mnie molestować, a do domu wszedł Harry z dwoma siatkami zakupów. Jezu, po kij tyle tego kupował.
- Oo, widzę że July i Pan Louis się świetnie bawią.
Zaczyna śmierdzieć kolejną draką, yhym.
- Może tak, może nie. Kupiłeś coś?  - odpowiedział Lou. Zwlokłam się z rogu sofy do normalnej pozycji i wyrównałam oddech. Jakkolwiek to zabrzmi, ale palce Tomlinsona są sprawne.
- Kupiłem, chyba nawet za dużo.
- Eh, jedzenia nigdy.
- Czyli że dziś zostajemy w domu i oglądamy film, obżerając się słodyczami i popcornem? – wrzuciłam. Ten pomysł nie był zły, naprawdę potrzebowałam się zajeść i potem położyć spać.
- Można powiedzieć, że tak. – odrzekł Lou.
- Wohoo, to będzie zajebisty wieczór! Jaki film wybieramy? – krzyknęłam. Hm, ciekawe czy te moje podekscytowanie zniknie, jak moje zmęczenie do potęgi setnej wróci i będę w stanie zasnąć gdziekolwiek.
- Powiedziałaś, że lubisz komedie, możesz sobie wybrać jakąś, tam są wszystkie płyty. – odparł Harry wskazując na wąską i wysoką szafeczkę gdzie było mnóstwo filmów. Skąd oni tego tyle mieli? Miłośnicy filmów… Nie wspominali.
- Ok! Tylko nie marudzić jak to będzie jakaś romantyczna komedia. – postawiłam warunek.
- Spokojnie aniołku. My nie mamy komedii romantycznych.
Chytry uśmieszek na twarzy Harry’ego. Ja jebie.
- No to co my będziemy oglądać?
- Przecież zakres komedii nie ogranicza się tylko do romantycznych. Są przecież jeszcze komedie sensacyjne, czarne, no i horrory komediowe.
Dochodzę do wniosku, że z tymi ludźmi się nigdy kurwa nie dogadasz.
- Och, naprawdę nie macie ani jednej komedii romantycznej? Wybaczcie, ale nie gustuję szczególnie w horrorach komediowych. – westchnęłam.
- Wybredny aniołek, awr. – wtrącił się szatyn.
Irytacja, poziom hard.
- Ciesz się że oddychasz Tomlinson, bo gdybym nie panowała nad sobą jechałbyś w worku na zwłoki. Martwy. – powiedziałam i przybiłam go wzrokiem. Nie, nie jestem zaskoczona tym tonem mojej mowy czy co. Louis naprawdę uwielbia się droczyć, rozśmieszać ludzi, ale też i ich irytować. To po prostu urok i specyfika jego osoby.
- Wow, ok. – zaśmiał się. Ugh. – wybieraj film, a ja pocieszę się tym, że żyję.
Haha, umieram ze śmiechu.
Podeszłam do mebla i zaczęłam przeglądać okładki płyt.
- Catch Me If You Can… Snatch…. – mówiłam sama do siebie. Eh, rzeczywiście same komedie sensacyjne. – nie macie nic ciekawego chłopcy.
- Marudzisz już. Dzisiaj w telewizji podobno leci jakaś komedia, nie sensacyjna. – stwierdził Harry z większym naciskiem na ostatnie dwa słowa.
- Jaka? Powiedzcie że jakaś której nie oglądałam.
- Nie wiem, sprawdź w programie.
Na te słowa postanowiłam sprawdzić, co jest w planach w telewizji. Rzeczywiście, o 20;30 leciała jedna z moich ulubionych komedii romantycznych.
- Ha! Nie ma co, oglądamy Ugly Truth! Nawet nie próbujcie się mi sprzeciwiać. Sami daliście mi wolną rękę w sprawie wyboru filmu.
Dwa, głębokie westchnięcia. To mi odpowiedziało. Nie wiem co dokładnie chcieli mi przekazać, ale im się nie udało.
      
                                                                 ***

- July, weź te nogi, no!
Kolejny raz moje stopy trafiły na dywan. Ta, Harry miał pretensję bo pomimo jego oporu podczas filmu moje nogi znajdowały się na jego udach. Czy to mu aż tak przeszkadzało? Jezusie.
- Dobra, ale czy moje nogi są tak ciężkie, czy co? – jęknęłam.
- Nie to że są ciężkie, ale uwierz mi że niewygodnie jest gdy ktoś trzyma swoje nogi na twoich udach.
Ups, nie dam za wygraną. Parsknęłam i zwróciłam się w stronę Louisa.
- Czy użyczysz mi swoich kończyn, do położenia na nich moich?
Harry nie ukrywał rozbawienia z powodu mojej infantylności. Według niego miałam pewnie charakter dziecka, z czym się nie mylił. Nie mogę powiedzieć, że jestem dojrzała, jak na swój wiek. To samo z Tomlinsonem. Zaś Pan Lokowaty jest bardziej poważniejszy. Oni to przeciwieństwa ale i najlepsi przyjaciele.
- Uh, no kładź marudny aniołku.
Tak, ukryłam swą bulwersację.
Wygodnie ułożyłam swoje nogi na Louisa i wzięłam kolejną garść popcornu. Mi film, podobał się bardzo, co innego mogli powiedzieć chłopcy. Pierdolę, nazywają mnie marudnym aniołkiem a sami wybrzydzają wszystko po kolei. Harry tępo patrzył się w migający ekran i nie sądzę żeby kumał gdzie jest. A Louis był czymś widocznie zamyślony. No a ja jedyna dzieliłam emocje z filmu. 


xx

wtorek, 24 września 2013

Rozdział 6

         No to jest nowy rozdział :) wydaje mi się że nawet szybko... No cóż, mam duże plany wobec fabuły tego fanfika, więc doczekajcie się.. 'kompikacji' w relacjach między July, a... Harry'm oraz Lou ♥

Mam nadzieję, że się spodoba i komentujcie skarby :)


-------------------------------------------------------------------



Nerwowo ocierałam swoje kciuki o kostki palców. Jezusie, w co ja się wpakowałam. Chyba do mnie nie dociera to, że właściwie ufam dwóm chłopakom, których znam jeden dzień. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na Louisa. Zaciśnięta warga i wzrok szukający pomocy u Harry’ego. Muszę przyznać, że mają hermetyczny sposób porozumiewania się.
- Tak. Louis miał dziewczynę, July. – odrzekł Harry, nie spuszczając oczu z nerwowej twarzy Louisa. W sumie Lou ma dwie osobowości. Przynajmniej, to moje doświadczenia. Ma opinię drania, ale to się totalnie nie zgadza z jego zachowaniem, wobec mnie.
- Coś nie tak aniołku? – wrzucił szatyn podnosząc brwi i wydymając usta. Hehe, wyczuwam chęć odwrócenia mojej uwagi.
- Nie, tylko tak pytam, no…
Tak. Tylko tak mam ochotę wykrzyczeć ci prosto w twoją piękną twarz, że nienajlepiej o tobie mówią, ciołku.
Harry był skoncentrowany na jeździe. Jego duże dłonie spokojnie spoczywały na granatowej kierownicy, kiedy przemierzaliśmy prosty kawałek drogi. Słyszałam tylko szum silnika. Nie rozumiem tej ciszy.
- Jakie filmy lubisz, aniołku? – zapytał Lou. Boże, no nie mam siły. Oni poważnie, nadużywają tego słowa. To nie jest do kurwy nędzy fajne. Aniołek… ?
- Powtarzasz się, Tomlinson. – warknęłam. – nie prowokuj mnie, proszę cię.
Ja pierdolę, ten koleś to prowokacyjna i złośliwa istota. Nie wiem czy to te jego pieprzone i niepohamowane poczucie humoru, czy wredny charakter.
- Hm… Lubię komedie, dramaty… konkretnie nie mam ulubionego filmu. – odpowiedziałam zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. Boże, moje włosy to chyba jeden wielki kołtun. Od kiedy ja się nie czesałam? Czas na porządny prysznic i wygodne łóżko.
- To co powiecie na kino? – oznajmił Harry. Spojrzał na lusterko, a ja spotkałam jego głęboki wzrok. Zielone tęczówki, wachlarz drobnych rzęs i loki opadające na czoło. Boże… powalał mnie chwilami.
- Właśnie, chciałabyś wyjść do kina July? – wyrwał mnie głos Louisa. Obydwoje mieli charakterystyczne głosy, na pewno. Tylko że głos Harry’ego był nadziewany pociągającą i dojrzałą chrypą, a Lou posiadał wyższy i zdecydowanie mniej głęboki głos, lekko... zadziorny, nastoletni..?
- Wiecie, jestem… um, zmęczona. Może obejrzymy coś w domu? – wydukałam. Naprawdę byłam zmęczona i możliwe, że nawet na komedii czy horrorze bym przysnęła. A wyprowadzenie ‘’śpiącej królewny’’ z sali kinowej, nie jest łatwe… Wolę zasnąć w domu. O tak, to lepszy wybór. – w każdym razie dzięki za propozycję, chłopcy.
- No to podrzucę was do domu, a ja pojadę jeszcze po jakiś popcorn czy colę. – rzekł brunet, na co Louis odpowiedział skinięciem głowy. Nie spojrzał na mnie, tylko odwrócił się i wlepił swój wzrok w szybę…

                                           ***

- Jeśli chcesz coś zjeść, lub się napić, to śmiało, masz wszystko w kuchni. – powiedział ciepłym tonem Louis, i otworzył drzwi od mieszkania. Och. Na szczęście nie uderzyła mnie fala syfu. Było czyściej. No, te mieszkanie jest ładne, ale chyba tylko wtedy jak Harry zainterweniuje i weźmie do pionu Tomlinsona, bo on nie przepada za porządkiem.
- Ok, dziękuję.. – odpowiedziałam nieśmiało i odłożyłam torbę z kupioną odzieżą na najbliższą, wolną komódkę. Chłopak w tym czasie wszedł do kuchni i zajął się, sama nie wiem czym. Chyba wykładał jakieś naczynia, szklanki, w każdym razie tłukł się ze szklanymi rzeczami. Rozglądałam się po pokoju gościnnym. Nawet nie był duży. Teraz mogę sobie pooglądać jego mieszkanie dokładniej. Na ścianach gdzieniegdzie wisiały jego – jak przypuszczałam – stare fotografie. Miał dłuższe włosy, może nawet trochę ciemniejsze. Wyglądał jak zwykły pospolity nastolatek. O Boże… a następne zdjęcie.. miał tam króciutkie włosy. Nie wytrzymałam i musiałam cicho zachichotać. To chyba była jego najgorsza decyzja w sprawie fryzury.
- Co tak chichoczesz,  aniołku, co? – dobiegł mnie jego głos. Po chwili ujrzałam jego sylwetkę w progu. Stał oparty jedną ręką, z tym swoim uśmieszkiem. Uroczy gość. Czasami uroczy…
- Louis no! Nie mów tak do mnie. – burknęłam ściągając brwi. Zaśmiał się cicho. Co za człowiek.. – a chichoczę przez to zdjęcie. – odpowiedziałam zadziornie i wskazałam na fotografię. Jezus, jeszcze raz tam spojrzę, a wybuchnę gromkim śmiechem, nie chichotem.
- July… każdy zalicza jakieś wpadki dotyczące wyglądu, a ja… - zaciął się na chwilę i westchnął unosząc kąciki ust. Znów się zaśmiałam. – ja po prostu jestem bezguściem a… - nie zdążył dokończyć bo wybuchłam głośnym śmiechem. Nie mogłam się powstrzymać. Śmiałam się bez przerwy, aż upadłam na miękką sofę. Kurcze, chyba mnie brzuch ze śmiechu bolał.
- Ej, July! Nie śmiej się!
Jego ostrzeżenia chyba jeszcze bardziej mnie śmieszyły. Dobra, opanuj się July.
- Dobra, dobra Lou. Tylko się nie bulwersuj tak. – wydukałam. Muszę przyznać, że draka z nim, to nawet przyjemna rzecz.– ty cioto…
Myliłam się co do  analizy jego charakteru i umiejętności prowokacji ludzi. Ja jestem od niego lepsza, bo go wkurzyłam.  Albo sprowokowałam do… do tego, żeby rzucił we mnie poduszką i zwiał. Dostałam delikatnego cios w głowę, pomarańczową poduszką. Tak chce się bawić? On nie wie z kim zadziera. W pośpiechu zrzuciłam buty z moich stóp, wzięłam poduszkę i ruszyłam za Tomlinsonem. Dostanie się mu! Tak że ta jego fryzurka nie będzie już taka ułożona… z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Zawsze byłam zwolenniczką dobrej, nawet dziecięcej zabawy. Widocznie Louis również. Wyszłam z salonu i stanęłam w korytarzu.
Gdzie on był? Serio, te mieszkanie nie było jakieś wybitne duże, on może być tylko w kuchni, w łazience lub w pozostałych 2 pokojach. No dalej, rusz mózg July. Poszłam do kuchni. Pusto… Boże, ja się bawię w chowanego w wieku 20 lat…
Zdążyłam obrócić głowę bo stronę drzwi do jednego z dwóch nieznanych mi jak dotąd pokoi, a Louis wyskoczył z łazienki i mnie dopadł. Awr, ja przygrywam! Przerzucił mnie przez ramię i zaczął się śmiać. Jak dziecko… Ja też nie żałowałam sobie śmiechu. To była naprawdę frajda. Aż nie mogę uwierzyć, że zwykła, niedojrzała draka z Lou, może wywołać u mnie ból brzucha, spowodowany śmiechem.

- A widzisz! Z panem Tomlisonem się nie zadziera, aniołku! – okrzyknął. 


xx

środa, 18 września 2013

Rozdział 5

    Hejcia <33 PRZEPRASZAM WAS, ŻE TAK DŁUGO MNIE NIE BYŁO ;/ <ALE ZE MNIE CHUJ>


KOCHAM WAS I JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM ♥

much love again

----------------------------------------------------------------------------------



- Tylko że… że…
Totalnie się zacięłam. Kuźwa, ogar.
- Tylko że co? – znowu ten piskliwy głosik. Lafirynda.
- Dlaczego tak o nim sądzisz?
Zaśmiała się ironicznie. Cholera jasna mnie trafia.
- Już pomijam fakt, że nie potrafi dobrze traktować kobiet, to nie potrafi ich docenić, nie raz mógłby podnieść rękę na dziewczynę. To jest pieprzony idiota.
O kurwa.
- Boże…
- Coś nie tak, skarbie? – odezwała się. Jezus, znowu ten ociekający plastikiem głos. Chyba nigdy nie spotkałam takiej na pozór pustej kobiety.
- Skąd ty wiesz tyle o nim?
- Dla niego przelotny romans. Dla mnie nieodwzajemniona miłość. Wiesz, długa historia… A po za tym, to nie czas na zwierzanie się z mojego życia osobistego. – odrzekła tonem bardziej stanowczym, znaczącym raczej koniec rozmowy. Boże, chyba mam traumę. Jeśli to prawda, to ja dziękuję, ale z nimi nie chcę mieć nic wspólnego. 
- Dowidzenia… - pośpiesznie rzuciłam i wyszłam ze sklepu. Serce mi biło, tak szybko jak nigdy. Może charakter to ja mam, ale do pewnych granic. Jeśli można było przedstawić moje myśli w tej chwili, na pewno byłby to jakiś nic znaczący kłębek. Rozglądałam się nerwowo w różne strony, sama nie wiem czemu. Po prostu ta kobieta opisała go jak drania, jak najgorszego faceta. Po prostu jak chuja. Ok, muszę sobie na razie dać spokój, pójść po jakąś bieliznę i bluzkę. Tylko spokój.

                                                                         ***

- July! – głos Harry’ego. Kurwa, znowu myślałam że serce mi z piersi wyskoczy. – miałaś być tam, a ty schowałaś się za kotarą.
Bo do chuja jakiś plastik mi nagadał urocze rzeczy o twoim przyjacielu i nie mam ochoty jakoś z wami gadać.
- Ah… no, um… po prostu jestem tutaj pierwszy raz.. i tak jakoś – wyjąkałam. Totalne dno.
- Kupiłaś to co trzeba? – zapytał Louis.
Dreszcz mnie przeszedł. Już pomijam fakt, że nie potrafi dobrze traktować kobiet, to nie potrafi ich docenić, nie raz mógłby podnieść rękę na dziewczynę. Te słowa mi ciągle chodziły po głowie, ja pierniczę.
- Tak…. – wybełkotałam. Co ja mam zrobić? Nie mogę ot tak, sobie pójść…
- Jesteś głodna? – Harry przerwał chwilową ciszę. Spojrzał  na Tomlinsona znaczącym wzrokiem. Ten momentalnie przeprosił mową oczu… Ta atmosfera jest psychiczna. Chcę tylko wiedzieć o co chodzi. Kurcze, Fineasz i Ferb, gdzie są wasze pomysły na wszystko, gdy was potrzebuję?
- Właśnie! Chodźmy gdzieś, przecież ty nic nie jadałaś! – okrzyknął z radością, kiwając głową.
Dobra, póki co, jesteśmy w centrum handlowym. Wszystko jest ok…

                                                                        ***
- Co chcesz zjeść? – Louis stanął przy mnie, patrząc się na zestaw dostępnych Fast food’ów. Wybrałam to, bo i tak nie mam myśli na wybranie jakiejkolwiek innej restauracji. Zjem jakieś frytki… O, albo coś wypiję.
- Um, poproszę shake’a.
- Tylko to? To nie jest porządny posiłek, po drugie jesteś wychudzona, musisz zjeść coś porządnego. – podszedł do lady zostawiając mnie bez możliwości odpowiedzi i zaczął zamawiać. Boże, jak jakaś niańka. Chyba sama wiem, co chcę zjeść, lub nie…
          Louis wziął tacę z różną zawartością i skinął głową w stronę wolnego stolika. Usiadłam między Harry’m, a Lou, albo raczej oni koło mnie.
- Dlaczego wy tak bardzo się mną przejmujecie? Nie rozumiem tej troski, ja mogłam wypić tylko tego shake’a. – wtargnęłam.
Cisza. Totalna cisza. Żadnych odchrząknięć, niczego. Co za gówniany dzień.
- Jesteś dziewczyną. Dziewczyny, powinny być traktowane jak księżniczki, prawda Louis? – odchrząknął Harry, przykuwając głębokim wzrokiem szatyna.
- Prawda. – odpowiedział.
Kto kłamał? Ta babka, czy oni kłamią? Jedno nie zgadza się z drugim. Ona sądzi że to poprany fiut, a jego zachowanie objawia się troską i kulturą. Jezusie, muszę coś naprawdę zjeść i dotlenić mózg, bo to za dużo jak na jeden marny dzień.
- Ok, aniołku, zjedz coś. – wtargnął chłopak z lokami. Boże no, skąd im się wziął ten przydomek akurat dla mnie.
- Ej. – burknęłam, i złapałam jedno skrzydełko kurczaka.
- No widzisz, jednak masz apetyt. – Louis wziął do ręki sok pomarańczowy i zaczął sączyć przez cienką słomkę.

                                                                              ***

  Patrzyłam się tępo w okno, obserwując rozmazujący się obraz. Jechaliśmy nawet szybko, wszystkie budynki, zdawały się być rozmazane, wszystkie kształty. Po mojej głowie, ciągle chodziły te słowa. Ach, no nie mogę. Muszę się go zapytać, o jego przeszłość. Z resztą chyba mam prawo, tak? Przecież ja u niego nocuję.
A tak po za tym, nie wierzę, że mam mieszkać u kogoś, kogo teoretycznie nie znam.
- Louis. – zaczęłam cicho. Byłam nie pewna. Nie wiem, jak on może zareagować na to pytanie.
- Yhym? – odpowiedział z wydymając usta. Nie sądziłam, że on ma choć trochę uroku.
Serce mi zaczęło galopować. A co jeśli on tylko tłumi emocje? Jeśli teraz ich nie opanuje? Jezus, co za panika.
- Miałeś kiedyś dziewczynę?

No i pytanie padło. Huh, w zamian otrzymałam ciszę. Świetnie. Nawet nie odważę się teraz spojrzeć w jego oczy, w ogóle jego stronę. Spuściłam tylko wzrok i czekałam na jakąkolwiek reakcję. 


xx 

poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 4

    Boże, przepraszam was za taką długą przerwę! I witam! Tak tak, wiem, miało być ff z Niallem lub Harry'm, ale wyszło po równo głosów, więc pomyślałam że zepnę poślady, zrobię lekcje później i napiszę kolejny rozdział Angela <33 Poszło nawet szybko z pisaniem, bo wena mnie chyba kocha :)

No to miłego czytania ♥

Mam nadzieję że się spodoba :3

----------------------------------------------------------------------------------------------------


- Ok, skoro nie masz żadnych ciuchów, chyba czas zabrać się za ich kupno, July. – wrzucił Harry. Szczerze mówiąc, nie liczyłam że poznam osobę, która zaprosi mnie do domu i zechce kupić mi ubrania. To trochę dziwne, i  głupie, szczególnie z mojej strony. Ja nie mam nic w zamian…
- Pozwól, że ja i Harry zabierzemy cię do centrum handlowego i ci coś kupimy, bo sami mieliśmy plany żeby tam pojechać.
No to dobra, teraz już to do mnie dotarło; spotykam fajnego chłopaka w barze, który z chęcią zabiera mnie do domu jego przyjaciela, gdzie zupełnie bezproblemowo pozwalają mi zamieszkać dając darmowe ciuchy. Coś nie gra.
- Jeju, dzięki wam chłopaki, ale ja nie rozumiem… – pokręciłam głową, splątując ręce na klatce piersiowej. W pewnej chwili oboje spojrzeli na siebie.
- Czego nie rozumiesz? – zapytał Lou, chowając dłonie do swoich czarnych, workowatych spodni. Stali obok siebie, więc z łatwością mogłam ich porównać. Totalnie różniące się stylem osoby. Harry ubierał się raczej z nutką niedbałości, na tym polegał ten styl. Louis chyba bardziej preferował zwykłe t-shirty i mniej obcisłe niż Harry spodnie.
- Nie rozumiem dlaczego chcecie mi kupić ubrania, nawet dokładnie mnie nie znając. Ja bym nawet na twoim miejscu nie podchodziła do obcej osoby w barze, Harry.
Brak odpowiedzi. Nie wiem co to miało znaczyć, te totalne zatkanie w ich oczach.

                                                               ( LOUIS )

Nie spotkałem się jeszcze z taką odpowiedzią u dziewczyny. July chyba nie do końca nam ufała, pytając się, dlaczego bezinteresownie jej pomagamy. Nie chcę, żeby sprawa z przeszłości się powtórzyła. Nie po to Harry znalazł dziewczynę, żebym spaprał  do końca tą sprawę. Nie zawiodę go i jej.
- To po prostu pomoc, aniołku. – odezwał się zielonooki. Kurwa, on chyba uwielbiał z całego serca, jak ona się denerwuje.
- Możesz tak do mnie do jasnej cholery nie mówić? Naprawdę, nie cierpię tego. – burknęła. Ona naprawdę ma w sobie dużo uroku.
- Dobra, to możemy ruszać. – obwiesiłem i wskazałem ręką w stronę wyjścia.


                                                                           ***
- No dobra, nie będę przedłużał. – zaczął Harry. – ja i Loueh nie jesteśmy tobie potrzebni w wyborze bielizny czy czegokolwiek, więc tutaj masz 120 funtów. Kup to, co będzie ci potrzebne na ten czas. – brunet wyjął ze swojej kieszeni pieniądze i wręczył July. Jej mina była właściwie mieszanką uczuć. Nie mogłem rozszyfrować jakich, ale było ich pełno. Mimika jej twarzy ukazywała upust milionom emocji.
- Jeju… dziękuję wam, na serio… to jest chore, ale jeszcze raz dzięki. – odpowiedziała ciepłym tonem ukazując szereg prostych zębów. Z jednej strony jest zadziorna i pyskata, ale z drugiej to taki… aniołek…
- Będziemy z Harry’m czekać tutaj, za półtorej godziny na ciebie, pamiętaj że to środek tego centrum. Mam nadzieję, że się nie zgubisz. – spojrzałem na nią spod ukosu, na co odpowiedziała mi chichotem.
- Dobra, to do zobaczenia za półtorej godziny! – krzyknęła oddalając się w stronę sklepu.
- Jest idealna stary. Dasz sobie radę. Wierzę w ciebie. – wypalił delikatnie Harry, gdy July już nie było widać.
- Dzięki, Hazz. Ja też w to wierzę… obiecałem, że nie popełnię tego samego błędu drugi raz, to nie popełnię. Przyrzekam.

                                                                     ( JULY )

Weszłam do przestronnego sklepu. Ugh, te od zajebania białe podłogi i światła, strasznie mnie otumaniały. Rozejrzałam się po towarze. Ups, chyba weszłam do zbyt markowego sklepu, jak na moje fundusze, starczące na jakąś bieliznę i spodnie. No cóż, ale co mi zaszkodzi pooglądać? No właśnie. Ruszyłam w głębszą strefę sklepu, gdzie uwagę przykuł mi skup wieszaków z tylko niebieską odzieżą. Niebieski to mój ulubiony kolor, nie ukrywajmy. Zaczęłam więc grzebać, przewracając co raz to następną koszulę czy bluzkę. Nagle jedna wpadła mi w oko. Miała rękawy trzy czwarte, ładny kołnierzyk i śliczny ciemny niebieski kolor. Boże, kupiłabym sobie ją, ale gdy spojrzałam na cenę, oczy mi z orbit wyskoczyły.
- Ja pierdolę, za droga, no. – westchnęłam z zrezygnowaniem. Totalna poracha, ale nie mogę wymagać tak dużej sumy hajsu od chłopaków. To i tak już jest nie fair.
- Za droga słonko? – dobiegł mnie głos jakiejś kobiety. Obróciłam się, chcąc ujrzeć źródło głosu i ujrzałam jak na oko starszą ode mnie kobietę. Kilogramy tapety, blond włosy i w chuj obcisła kiecka. Boże, co za plastik fantastic.
- T.. tak, za droga… - jęknęłam. Ten uśmiech ociekał sztucznością. Kto to kurwa jest?
- Ah, pewnie jesteś singlem rybciu.
Że co?
- C… co? Nawet jeśli to co z tego, że nie mam chłopaka, co ma z tym wspólnego że ta koszula jest za droga? – odburknęłam. O co tej kobiecie chodzi?
- Słuchaj, ile masz pieniędzy?
Ciśnienie mi skoczyło. Niech ona sobie idzie, Boże, co za pytania.
- Pierdolone 120 funtów i chuj cię to obchodzi! – wydarłam się, praktycznie na cały sklep. Momentalnie dziesiątki oczu skierowały się na mnie. Fuck.
- No właśnie. W tym rzecz, skarbie. Gdybyś miała chłopaka, nie miałabyś tylko tylu pieniędzy. Porządny chłopak dałby ci porządną sumę, a tak to sama musisz zarabiać i jak widzisz, nie stać cię nawet na koszulę za 300 funtów.
Zapierdolę ją, zapierdolę ją, zapierdolę ją.
- Po pierwsze, to nie moje pieniądze. Od znajomego, Louisa. Po drugie, skąd ty się urwałaś, że ze mną gadać w tak chory sposób? – zapytałam odkładając w końcu tą koszulę, która nigdy zapewne nie trafi do mojej szafy.
- To ci się trafiło, haha.
Ona jest dziwna. Ja pierdolę.
- Co mi się trafiło?
- Wiesz, ja po poznaniu jednego Louisa Tomlinsona, mam dość wszystkich innych Louisów. - czekaj, czekaj… Tomlinson? Czy to nie ten Louis? Nie ogarniam, kurwa.- więc jakbyś trafiła na Tomlinsona, nawet z nim nie rozmawiaj. Skończony fiut.

Zaraz zejdę na zawał. Przysięgam. 

xx

niedziela, 8 września 2013

Ważna informacja

    Ok, więc mam parę spraw, o które chciałabym się was zapytać...


1. Od razu przepraszam za taką długą przerwę, ale totalnie się nie wyrabiam w szkole, przez co nie mam czasu na napisanie nowego rozdziału ;/

2. No i teraz takie pytanie; napisałam kiedyś dwa opowiadania, jedno z Harry'm, drugie z Niallem. Nie publikowałam ich, jednak w związku z tym, że nie mam czasu na pisanie Angela, wpadłam na pomysł, że będę dodawać tu te fanfiction z Harry'm lub Niallem (wybierzecie sobie), a ja w tym czasie spokojnie napiszę sobie kolejny rozdział ff z Lou :")

Rozumiecie? To takie jakby zastępcze opowiadanie. 

No więc, bardzo was proszę o odpowiedź w komentarzach, to jest ważne! 


♥ 


niedziela, 1 września 2013

Rozdział 3

     No to okej... Przepraszam, że mnie tak trochę dłużej nie było, ale wena bawiła się ze mną w chowanego, razem z czasem :") Wybaczcie, życzę miłej zabawy i bardzo proszę o jakieś komentarze... <33

Z góry przepraszam, że jest taki krótki ten rozdział ;c 

-------------------------------------------------------------------------------------


                                               ***

- Halo! July, jesteśmy już, wstawaj śpiąca królewno. – Harry tak się darł, że musiałam się obudzić. To normalne, że zasypiam w podróżach. Te żmudne 5 godzin w samochodzie działało na mnie usypiająco.
Gdy wyszłam z auta, znajdowałam się przed zwyczajnym wieżowcem mieszkalnym. Nie wyróżniał się, był raczej przeciętny wśród tych okolic.
- No dobra… chcę cię tylko ostrzec, że pierwsze spotkanie z Louisem nie zawsze jest.. idealne. Trzeba go lepiej poznać. – zakłopotał się. Nie wiem co konkretnie miała na celu jego wypowiedź, ale coraz bardziej zaczynam się bać tego Louisa. Gdyby ten jego przyjaciel byłby normalny i bezpieczny, zapewnie nie pierdoliłby, że pierwsze wrażenie na nim, nie jest najlepsze.
- Zaczynam się go bać. – zrobiłam minę pełną żalu, zakładając kosmyk włosów za ucho.
                                                                    ***
Harry zapukał do ciemno brązowych drzwi  i podciągnął rękawy od swojej koszuli. Boże, ta koszula była tak zjechana… Z resztą, jego buty też. Nigdy nie spotkałam się z takim  specyficznym stylem.  Wyglądał niedbale, ale zarazem seksownie. Jestem pewna, że laski się do niego kleją. Jak do rzepa. Po chwili zza progu wyłonił się niższy od Harry’ego szatyn, ubrany w zupełnie innym stylu.
- Harry! Nareszcie jesteś, ty moja cioto!
- Cześć Louis! Tak miło mi cię widzieć, ty druga cioto. – Harry kipiał zirytowaniem. Przez te ich przywitania, nie mogłam powstrzymać chichotu.
- Czy mi się zdaje, czy moja ciota znalazła sobie dziewczynę?
Ha ha, on naprawdę go wkurwiał. Komiczny widok.
- Kurwa! Nie nazywaj mnie tak, wiesz jak tego nie lubię!
Co za bulwers.
- Wiem, że tego nie lubisz, ale ja lubię gdy się denerwujesz. Wtedy wyglądasz jak ciota. – nawet nie zauważyłam kiedy na moją twarz wkradł się szeroki uśmiech, spowodowany tą sytuacją. Wspominałam, że dalej staliśmy na korytarzu?
- Dokończymy to później Tomlinson. – wydyszał Harry. – to jest July. Można powiedzieć, że ją przygarnąłem.  Chyba nie masz nic przeciwko temu, aby zatrzymała się u nas na pewnie czas?
Louis uniósł brwi do góry i wygiął dolna wargę na wierzch, po chwili się uśmiechając. To chyba dobrze, że się uśmiecha.
- Oczywiście że nie mam nic a nic przeciwko temu, aby July się u nas zatrzymała. Wygląda jak aniołek.
Aha, czyli kolejny koleś, który chce usłyszeć moje kazania, żeby mnie tak nie nazywał?
- Czy wy kurwa czytacie sobie w myślach, czy co?
Ich miny przejawiały się zdziwieniem i rozbawieniem. Ja pierdolę, psychole z uśmiechami na ryju.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. – Harry zgrywał niewiniątko. Oj, ja i m zrobię piekło w tym domu.
- Po prostu mnie tak nie nazywajcie, dobrze? Wtedy może przeżyjecie tą noc.
- Awr! Widzę, że aniołek ma charakter!
No nie pierdol.
- Dobra Lou, możemy w końcu wejść? – zapytał się Harry. Tomlinson wyjechał z tymi swoimi gestami dżentelmena i ruchem ręki, zaprosił nas do środka. Przeszłam przez próg i miałam ochotę odwrócić głowę w inną stronę, byleby tam nie patrzeć. Syf i burdel. Żadne inne słowa tego nie opiszą. Wszystkie ciuchy były porozpierdalane we wszystkich kątach jak po jakiejś wojnie, a na dywanie roiło się od okruszków popcornu i chipsów. Obłęd. Jak można mieszkać w takiej chujni.
- Ja pierdole! Louis, wbijałem ci do tego pustego łba, że ja nie przyjeżdżam do ciebie po to, żeby sprzątać ten syf kurwa!
Znów ta scenka, czyli nerw Harry’ego i zwał Lou. Jak oni się świetnie dogadują.
- Hazz, wyluzuj. – jego rysy twarzy złagodniały, jednak ta jego jajcarska twarz, nie znikała do końca. – postaram się to posprzątać.
Nie wiem czy to był jakiś wielki krok dla Tomlinsona, ale Harry był tym cholernie rozbawiony.
- Ty? Ty to posprzątasz? – uniósł brwi do góry, po chwili unosząc również kąciki ust. – Louis, proszę cię. Nigdy jeszcze nic nie posprzątałeś przy mnie. Zawsze tylko obijasz tą dupę przed telewizorem.
- Ej, stary. – zaczął i przysiadł na oparciu od sofy. Gdyby nie ten syf na niej, byłaby całkiem ładna. – posprzątam to tylko ze względu na gościa i na twoje nerwy.
Mogę to nazwać dramą? Harry zrobił minę wielkiego łaskawcy i westchnął.
- Ta. Domyślałem się tego.  – rzucił zwracając swój wzrok na mnie. Przez ułamek sekundy dojrzałam głębie jego tęczówek. Kipiące zielenią, przykryte pod wachlarzem rzęs. – Chcesz coś może do picia?
- Umm.. może jakiś sok poproszę.- wyjąkałam. Kurwa, nienawidzę tego, brzmię wtedy jakbym nie umiała się wysłowić.
Harry ruszył w stronę nie dość przestronnej kuchni i wyciągnął wysoką, wąską szklankę, nalewając do niej soku pomarańczowego.
- Trzymaj. – podał mi naczynie z pomarańczową cieczą.
- Dziękuję. – odpowiedziałam z ciepłym uśmiechem i upiłam łyk.

   Odstawiłam szklankę na blat i odwróciłam głowę, w celu zobaczenia jak radzi sobie pan Louis. Grymas wymalowany na jego twarzy wyglądał przekomicznie. On chyba nie był skory do sprzątania. 

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 2

   Nie przedłużam! Życzę tylko miłego czytania i przepraszam za jakiekolwiek błędy:)

Proszę o przeczytanie notki pod postem :D 

enjoy x 

---------------------------------------------------------------------
 

                      Gdy wyszliśmy z baru uderzyła mnie fala chłodu. Nie wiedziałam która godzina, ale wiedziałam że było zimno. Otarłam dłońmi ramiona, co zauważył… no właśnie. Nie znałam jego imienia. To śmieszne. Jadę z nim w nie bliską podróż a nie znam jego imienia. W każdym razie zauważył to i lekko się zaśmiał.
- Zaraz będziemy w aucie. Będzie ci cieplej.  – oznajmił ciepłym tonem. Jakby się wsłuchać, było słychać charakterystyczną chrypkę.
- Jak masz na imię? – zapytałam zupełnie tak, jakbym  lekceważyła to co przed chwilą powiedział.
- Ah… nie przedstawiłem się… Harry jestem. A ty śliczna?
- July. – odpowiedziałam,  ignorując ostatnie słowo. Komplementy mile widziane.
Harry wyciągnął z kieszeni spodni mały pilocik, poczym nacisnął czerwony guziczek otwierający zamek w drzwiach samochodu.
- Wsiadaj. – oznajmił i otworzył drzwi. Posłusznie wsiadłam i rozejrzałam się po wnętrzu. No, biedny chyba nie był.  Jasne, skórzane fotele, wszystko na glanc. Po chwili drzwi od strony kierowcy otworzyły się, a Harry siadł za kółkiem. Odpalił silnik jednak ja mu przerwałam. On zapomniał gdzie mamy najpierw jechać.
- Ej. – zaczęłam. – najpierw jedziemy po coś do jedzenia. Jestem coraz bardziej głodna.
Znów ten jego chichot. W odpowiedzi na jego gest, przykułam go przeszywającym wzrokiem. Nie wiele to dało, bo się odwrócił.
- Chyba jakieś 90 kilometrów stąd, jest jakiś bar. Podjedziemy tam, zjesz coś i ruszymy w dalszą drogę. – jego pomysł był dobry. Skinęłam głową i złapałam za pas bezpieczeństwa, zapinając go. Po chwili już byliśmy w drodze.

                                                                                ***

        - To może szarlotkę? – padło kolejne pytanie Harry’ego. Ugh, mieliśmy się zatrzymać przy jakimś BARZE a nie przy ‘Chatce babuni’. Liczyłam na jakieś frytki, hamburgery ale my musieliśmy trafić na coś w stylu piekarni.
- Naprawdę nie ma żadnego innego miejsca, gdzie mogłabym zjeść?
- July, ile razy mam ci to mówić, albo zamówisz coś stąd, albo będziesz w takim stanie przez jeszcze 5 godzin. – chyba przez moje niezdecydowanie jego cierpliwość się kończyła. Dobra, zamówię tą szarlotkę, chociaż to zjem.
          Po złożonym zamówieniu znalazłam wolny stolik dla dwóch osób i usiadłam po lewej stronie. Czekałam aż Harry usiądzie, jednak on dalej stał. Jeśli myślał, że zjem tą jebaną szarlotkę w pośpiechu, gdy on sobie postoi to się grubo mylił. On ma usiąść koło mnie. Jak to człowiekowi przystoi.
- Na co czekasz? – spytałam zniecierpliwiona. Oby odpowiedział sensownie. Już otworzył usta aby coś powiedzieć, jednak krzyk kelnerki o gotowym dla mnie cieście przerwał tą czynność. Zielonooki odebrał zamówienie przysyłając ciepły uśmiech.
- Na to. – powiedział i postawił mi przed nosem talerzyk z szarlotką, siadając po przeciwnej stronie. Czyli że jednak mama go wychowała.
- Dziękuję. – odparłam grzecznie.
- No więc… powiedz mi coś. – zaczęłam krojąc jeden kawałek ciasta.
- Ale co mam ci powiedzieć?
- No nie wiem… może opowiedz mi coś o tym twoim przyjacielu.. Lewisie. – zaproponowałam. Mógł gadać o czym chce, bylebyśmy nie siedzieli w ciszy.
- Po pierwsze, on ma na imię Louis, nie Lewis. Po drugie, to co chcesz wiedzieć?
- Po prostu mi o nim coś opowiedz. I tak nie mamy wspólnych tematów, jak widzę. – stwierdziłam.
- Mogę ci powiedzieć, że jest dość zabawnym gościem. Może go polubisz. – powiedział i wyciągnął serwetkę podając mi ją. Wytarłam usta i nagle skojarzyłam jeden fakt; ja przecież nie mam kluczy do tego domu w Doncaster. One zostały w aucie.
- Kurwa… - przeklęłam cicho pod nosem, jednak Harry to usłyszał.
- Co się stało?
- Nie mam kluczy do tego mieszkania w Doncaster! Zostały w tym starym gracie. – wybełkotałam. – świetnie. Bez kluczy, bez kasy, bez dokumentów, bez auta. Bez niczego.
-Hej, spokojnie. Zatrzymasz się u nas.
Czy on właśnie powiedział U NAS? Oby to miało znaczyć to, że ma dziewczynę.
- Jak to u was?
- Mówiłem ci, że jadę do przyjaciela. Będę u niego dobre dwa miesiące, więc trzecia osoba w postaci aniołka, nie jest przeszkodą.
Jakiego aniołka? Jakiego aniołka?! On mi działa na nerwy. Skąd taka nazwa, no skąd?
- Zaraz, zaraz. Jakiego aniołka?
- No wiesz, jesteś zadziorna, to urocze. – między jego słowa wdarł się niekontrolowany chichot. Z tą zadziornością bym się zgodziła, jednak nie wiem czy to jest urocze.
- Nie chcę, żebyś tak do mnie mówił, ok? Bo zaczynam żałować, że ci zaufałam i wpakowałam się z tobą w tą podróż. – po tej uwadze mam nadzieję, że przestanie.
- Dobra, już spokojnie. Nie pożałujesz tego czasu z nami spędzonego.
- Ta.. dziękuję za propozycję ale ja nie mam żadnych rzeczy osobistych, zero ubrań, czegokolwiek. – musiałam stwierdzić ten fakt.
- Ustalimy wszystko jak będziemy w Doncaster, ale nie dojedziemy tam w czasie, jeśli będziesz się tak wlec z tym ciastem. – nie ukrywał drobnej irytacji.

- No dobra, dobra, już jem i jedziemy dalej. – odrzekłam po czym wzięłam ostatni kawałek szarlotki do ust.

------------------------------------------------------

Chciałam się was tylko zapytać... Nie przeszkadzają wam wulgaryzmy? Po prostu chcę znać waszą opinię, czy wam to nie przeszkadza i nie zniechęca do czytania :) Proszę aby każdy z was napisał swoje zdanie w komentarzu <3 

PĄCZEK WAS KOCHA ♥ ♥  

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 1

      No więc jedziemy z pierwszym rozdziałem! <3 Mam nadzieję że się wam spodoba, liczę na komentarze ♥ Kolejny rozdział będzie za około 2 dni :)

Enjoy   x


--------------------------------------------------------------------------



               Szwendałam się po tych ulicach nie wiadomo jak długo. Mijałam tylko migające, stare latarnie, opustoszałe chatki i wraki nie wiadomo nawet czego. Chłodny wiatr rozwiewał moje włosy, które plątały się tańcząc pod jego wpływem. Otarłam dłońmi moje ramiona, czując gęsią skórkę. Było mi zimno. Zajebiście. Musiałam się gdzieś zatrzymać, nie mogłam tak iść całą noc marznąć.
         Przeszłam jakieś dobre 2 kilometry. Nogi bolały mnie jak nigdy, a moje ręce były lodowate. Miałam nadzieję, że  wyjdę z tej opustoszałej wioski, napotkam jakiś przytulny bar, gdzie znajdzie się jakaś kipiąca sympatią osoba chcąca postawić mi ciepły posiłek. Jednak nie. Moje jebane szczęście musiało przywiać mi pod nos jakiś zasyfiały lokal dla kowbojów. Nie chciałam tam wchodzić, ale z drugiej strony wolę przetrwać tą noc, niż włóczyć się jak jakaś sierota. Stanęłam przed podniszczonymi drzwiami i wzięłam wdech. Pchnęłam je. Od razu uderzyła mnie woń alkoholu i papierosów, z lekko wyczuwalnym akcentem cygar. Ta, ten widok to standard w westernach. Znudzony życiem kelner, parę zarośniętych facetów przy starym stole do bilarda , no i parę lasek przy stolikach. Przygryzłam dolną wargę i nie zwracając uwagi na pary oczu skierowanych na mnie, usiadłam na barowym krzesełku biorąc wdech. Napotkałam szorstki wzrok barmana o czarnych oczach. Przerażał mnie… Jakby mu się bliżej przyjrzeć, to on wyglądał jak na wiecznym haju. No cóż, panująca atmosfera totalnie do mnie nie pasowała. Musiałam zgrywać jakąś zimną sukę. No, nie pierwszy raz muszę to robić, ale w tym świecie nie dasz sobie rady jako wrażliwa i pełna uczuć osoba. Moja warga znów powędrowała między zęby. Normalna rzecz gdy się denerwuję. Nie lubiłam tego.
- Coś panience podać? – dobiegł mnie głos mężczyzny stojącego za ladą. Mówiąc to, nie przerywał wycierać jakiegoś kieliszka ściereczką. Kipiał monotonią. Jego kamienna twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
- Nie, dziękuję. – rzuciłam z niemym uśmiechem. Co prawda, brała mnie ochota na mocnego shota, ale bez kasy nie ma na co liczyć. Barman skinął głową i ruszył w lewo do kolejnego kolesia. Okręciłam się na wysokim krzesełku i spojrzałam na resztę lokalu. Ugh, smród papierosów i cygar przechodził ludzkie pojęcie. Jeśli kiedykolwiek wrócę do domu, to pierwsze co, to wpadnę pod prysznic. Coś czułam, że ciuchy mi prześmierdły. No nic, nie jadłam od dobrej doby, co dało się we znaki. Musiałam coś zjeść, więc muszę zrobić coś, żeby zdobyć trochę hajsu. Moją uwagę przykuła grupka ludzi prowadząca zaciętą dyskusję przy stole bilardowym. Zacznijmy od tego że byłam pewna, że są nawaleni. Głupawe uśmieszki, łamiący się język. Nie mogłam usłyszeć nic sensownego oprócz bełkotu.
- Hej śliczna. Postawić ci drinka? – zapytał dosiadający się obok facet. Gdy na niego spojrzałam miałam ochotę zwymiotować. Obcięty z garnka, przetłuszczone włosy, siwiejące już wąsy i brudne wielkie łapska. Ohyda. Każda normalna laska wstałaby i ruszyła w stronę jakiś młodszych, ale nie ja. Naprawdę chciałabym sobie pójść, ale on zaproponował mi drinka. Chociaż to. Wezmę tego drinka, podziękuję i go spławię.
- Byłoby mi bardzo miło. – odpowiedziałam, a na moje twarzy zawitał przymuszony uśmiech. On tylko skinął głową i zawołał barmana, który natychmiast przybył.
- Dwa shoty proszę.
Po odebraniu zamówienia, wzięłam malutki kieliszek w dłoń i z trudem wygięłam usta w uśmiechu. Z zamachem przycisnęłam kieliszek do ust a jego zawartość wylana na moim języku była powodem późniejszego grymasu na mojej twarzy. Mocne. No dobra, mam drinka, to czas się ulotnić z dala od tego jełopa.
- Przepraszam, muszę iść do toalety. – powiedziałam nie za pewnie i zeskoczyłam z krzesła barowego. Nie miałam zielonego pojęcia czy ten facet się zdziwił moim odejściem czy nie, z resztą nie obchodziło mnie to. Szukałam wzrokiem jakiegoś kąta. Postałabym tam a ten staruch by mnie nie szukał. W każdym razie był taki kącik, koło tego stołu do bilarda. Stanęłam oparta w rogu przypatrując się bawiącym ludziom. No, dość dobrze się bawiącym . Byli jak dzikie zwierzęta tańczące na stole bilardowym. Każdy śpiewał jakieś piosenki, a w tle było słychać przymulone śmiechy. Można było powiedzieć że odstawałam od tamtego towarzystwa będąc trzeźwa. Do moich uszu dobiegł dźwięk pierwszych melodii piosenki. Nie kojarzyłam jej, ale porywała do tańca. Nie minęło 5 minut a tłum ludzi był wstawiony. Wszyscy tańczyli  na blatach, stołach, w różnych miejscach. Ja tylko to obserwowałam. Ciekawe jak to musiało wyglądać, jakaś trzeźwa laska przypatruje się jak inni się dobrze bawią na bani. Z moich zamyśleń wyrwał mnie delikatny uścisk na nadgarstku. Przeniosłam wzrok na sprawcę. Młody chłopak, około 20 lat. Dość przystojny. Dość… no nawet bardzo. Pierwszy raz widzę tak urodnego mężczyznę, jeśli go tak mogę nazwać. Miał urocze loki i zielone oczy z akcentem szmaragdu.  Zdziwiłabym się gdyby nie miał dziewczyny.
- Wskakuj! –  krzyknął wskazując głową na stół bilardowy. Starał się przekrzykiwać muzykę. Jego propozycja była ciekawa, ale gdybym chciała tam wskoczyć na pewno można by było mnie tam dostrzec wcześniej.
- Nie, dziękuję! – również musiałam się drzeć. Skąd w ogóle leciała ta muzyka?!
- No dawaj! To jest świetna zabawa, nie stój tak tylko chodź!
On nie dawał za wygraną. Ugh, uparty. Wspominałam o tym, że on dalej trzymał moją dłoń?
-Oh, no dobra! – jakoś mu uległam. I tak nie mogłabym stać w tym kącie całą noc. Najwyżej odpłacę kacem. Postawiłam jedną nogę na zielonej powierzchni, a przy pomocy silnej dłoni zielonookiego, z gracją stanęłam koło niego. Boże, ta jego stylówa… Zabójcza. Podarte spodnie, koszula w kratę, zjechane buty w stylu kowbojek i wisiorek w kształcie klucza. Nie musiałam się rozglądać na boki, wiadomo było że wszystkie laski się na niego gapią.
- A więc co robisz  tak samotnie w tym barze? – zapytał przybliżając  się, aby nie krzyczeć. Muzyka była tak głośnia, że aż nie do zniesienia.
- Długa historia. – odpowiedziałam przygryzając dolną wargę. Nie chciałam żeby pytał się o szczegóły. Nie miałam najmniejszej ochoty opowiadać mu o tym gównie w które się wpakowałam. Chcąc odwrócić jego uwagę od tego tematu zaczęłam ruszać się w rytm muzyki. Tańczyłam.
- No to mi opowiedz tą długą historię.
Aha. Zapomniałam. Pan uparty jest upierdliwym człowiekiem. Ja pierdole, niech on sobie idzie.
- Bardzo chcesz abym ci ją opowiadała? – spytałam z resztami nadziei że odechce mu się słuchać tej dramy.
- Tak. Bardzo.
Zajebiście. Nie wiem co ma mi to dać że mu to opowiem, ale wolę mieć spokój niż się z nim sprzeczać.

                                                                              ***

- Wow… ciekawie spędziłaś ten czas. – wybąkał biorąc łyk kolejnego z kolei drinka. Podczas mojej ‘opowieści’ nie żałowaliśmy sobie alkoholu, jednak zachowaliśmy trzeźwość umysłu.
- Ta… no i teraz nie mam totalnie gdzie się podziać. – dodałam i odstawiłam kieliszek na blat.
- No a gdzie jechałaś?
- Do Doncaster. – odpowiedziałam.
- Och, tak się składa że ja też, tylko zatrzymałem się w tym barze na krótką przerwę. – westchnął i odwrócił wzrok w moją stronę. Czy on coś sugerował?
- No to… fajnie. – speszyłam się. Był miłym gościem, ale nie ufam takim.
- Chodzi mi o to, że zamiast się włóczyć nie wiadomo gdzie, możesz zabrać się ze mną. Z chęcią cię zawiozę. – no i propozycja padła. Przygryzłam dolną wargę nie wiedząc co mam odpowiedzieć. Totalna pustka. Z jednej strony nie chciałam mu ufać, ale z drugiej, miałam nadzieję na jakiś autostop. Kurwa, te moje niezdecydowanie.
- A do kogo jedziesz? – spytałam.
- Do przyjaciela, Louisa. To jedziesz? – powiedział a na jego twarzy zawitał piękny uśmiech. Urocze.
- Dobra. Jadę. Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? – uniósł brew do góry. Ha, zdziwił się.
- Kupisz mi pączka. Jestem głodna, nie mogę tak jechać - Jego mina była bezcenna. Chyba nigdy jej nie zapomnę.

- Okay… kupię ci tego pączka, jak tak bardzo chcesz. – rzekł i podał mi rękę, a ja zeszłam z krzesełka. 

sobota, 24 sierpnia 2013

Prolog

          No więc... Oto prolog fanfika o Louisie. Mam nadzieję, że się Wam spodoba i proszę o przeczytanie notki pod postem ♥




---------------------------------------------------------------------

                Idiotka. To właśnie teraz o sobie myślałam. Jak mogłam pojechać w tak odległą podróż jakimś starym gratem, który zepsuł się na środku jakiegoś totalnego pustkowia? Prosta, jednopasmowa droga, a po obu stronach grunt, bez kropli życia. Żadnych drzew, domów, czegokolwiek.  Otaczała mnie irytująca cisza. Trzasnęłam drzwiami od pojazdu i oparłam się o bagażnik. Głośne westchnięcie wydało się z moich ust. Zdjęłam bluzę, zostając tylko w białym obcisłym podkoszulku i rurkach. Temperatura dała się we znaki. Do głowy przychodziło pełno pomysłów. Niestety żaden z nich, nie miał najmniejszego sensu. Przeczesałam palcami po włosach, które ułożyły się w nieładzie. Kolejny raz rozejrzałam się w poszukiwaniu pomocy, w postaci śladu cywilizacji. Pusto. Słońce coraz szybciej chowało się za horyzontem, a ja nadal bezczynnie stałam oparta o tył auta. Musiałam podjąć ostateczną decyzję – ruszyć w dalszą drogę pieszo. Nie miałam innego wyjścia, tylko iść w stronę Doncaster, które było celem mojej podróży. Miejmy nadzieję, że załapię się na jakiś autostop.


                                                                      ***
              - Ej lala. – dobiegł mnie szorstki głos jakieś mężczyzny. Ten ton mowy, chyba nie wróżył dobrze. Postanowiłam nie zwrócić na to uwagi, jednak próba zaczepki powtórzyła się.
- Ej lala. Powiedziałem coś.
Wtedy już wiedziałam, że on się nie odczepi. Odwróciłam się i ujrzałam grupkę czterech mężczyzn. Dresy. Idealnie, spotkać takich zjebów na początku jakiegoś opustoszałego  miasteczka. Dla nich to świetny czas i miejsce na ich zamiary.
- Co? – zapytałam nerwowo przygryzając dolną wargę.
- A jak myślisz?
No to mamy dwie opcje; gwałt lub rabunek. Teraz tylko czekałam na odpowiedź. Obstawiałam drugą opcję, bo dresiarzom nie zależy na zdobyciu laski na noc.  
-  Ja pierdole, możemy dojść do rzeczy? – starałam się ukryć zwiększający się strach, ale chyba mi to nie wychodziło. Niestety byłam bardzo bojaźliwą osobą, drobną dziewczyną. Nie lubiłam tych cech u siebie.
- Kotku, nie tym tonem. Daj tylko to co masz, telefon, pieniądze, dobrze? – jego ton przesłodzony był ironią. Reszta tych idiotów stała i patrzyła się, zgrywając macho. Założę się, że gdyby przyszło co do czego i jakiś spory koleś im dowalił i skończyłoby się złamanymi żebrami i krwawiącym łukiem brwiowym to skończyliby z tym gównem.
- Nie dam wam nic! Odwalcie się! – krzycząc przyśpieszyłam kroku. Tradycyjnie skończyło się na mocnym uścisku na moich nadgarstkach.
- Dasz nam, czy tego chcesz czy nie.
Zostałam uniesiona za ręce i nogi. Wyrywałam się, jednak bez skutków. Ich siła górowała nade mną. Jeden z nich wyciągnął telefon z mojej tylnej kieszeni, zaś gdy drugi wziął portfel. Przeszukali moje kieszenie, nie zostawiając nic. Upadłam z hukiem na ziemię, obijając przy tym tyłek i łokieć.
- Dzięki lala. – rzucił jeden z nich wyciągając banknot z mojego czarnego, podłużnego portfela. – I przy okazji masz fajny telefon. Przyda mi się.

Skończone skurwysyny. Jak tak można traktować kobiety, ludzi?! Już nawet nie chciałam ich gonić. I tak tyłek bolał mnie zbyt bardzo. Ledwo zwlokłam się z ziemi i z jękiem i wyprostowałam plecy. Wspaniale, idealnie, wręcz przecudownie. Tyłek mnie boli, zimno mi, nie wiem gdzie jestem i na dodatek nie mam przy sobie nic konkretnego. Telefon i portfel z zawartością 300 funtów poszedł się jebać. Kolejna decyzja o jeszcze gorszej podróży została podjęta. No cóż, to oznacza że muszę się szwendać po różnych miejscach. Postanowiłam zacząć od szukania miejsca na nocleg, co okazało się być cholernie trudne. 

--------------------------------------------------

No i jak? Nie wiem totalnie co o tym sądzić.. Liczę na wasze opinie w komentarzach :'') No i jeśli wam się podoba to kolejny rozdział powinien pojawić się za około 2 dni <3 


PĄCZEK WAS KOCHA ♥