Proszę o przeczytanie notki pod postem :D
enjoy x
---------------------------------------------------------------------
Gdy wyszliśmy z baru
uderzyła mnie fala chłodu. Nie wiedziałam która godzina, ale wiedziałam że było
zimno. Otarłam dłońmi ramiona, co zauważył… no właśnie. Nie znałam jego
imienia. To śmieszne. Jadę z nim w nie bliską podróż a nie znam jego imienia. W
każdym razie zauważył to i lekko się zaśmiał.
- Zaraz
będziemy w aucie. Będzie ci cieplej. –
oznajmił ciepłym tonem. Jakby się wsłuchać, było słychać charakterystyczną
chrypkę.
- Jak masz
na imię? – zapytałam zupełnie tak, jakbym
lekceważyła to co przed chwilą powiedział.
- Ah… nie
przedstawiłem się… Harry jestem. A ty śliczna?
- July. –
odpowiedziałam, ignorując ostatnie
słowo. Komplementy mile widziane.
Harry
wyciągnął z kieszeni spodni mały pilocik, poczym nacisnął czerwony guziczek
otwierający zamek w drzwiach samochodu.
- Wsiadaj. –
oznajmił i otworzył drzwi. Posłusznie wsiadłam i rozejrzałam się po wnętrzu.
No, biedny chyba nie był. Jasne,
skórzane fotele, wszystko na glanc. Po chwili drzwi od strony kierowcy
otworzyły się, a Harry siadł za kółkiem. Odpalił silnik jednak ja mu
przerwałam. On zapomniał gdzie mamy najpierw jechać.
- Ej. –
zaczęłam. – najpierw jedziemy po coś do jedzenia. Jestem coraz bardziej głodna.
Znów ten
jego chichot. W odpowiedzi na jego gest, przykułam go przeszywającym wzrokiem.
Nie wiele to dało, bo się odwrócił.
- Chyba
jakieś 90 kilometrów stąd, jest jakiś bar. Podjedziemy tam, zjesz coś i ruszymy
w dalszą drogę. – jego pomysł był dobry. Skinęłam głową i złapałam za pas
bezpieczeństwa, zapinając go. Po chwili już byliśmy w drodze.
***
- To może szarlotkę? – padło kolejne
pytanie Harry’ego. Ugh, mieliśmy się zatrzymać przy jakimś BARZE a nie przy
‘Chatce babuni’. Liczyłam na jakieś frytki, hamburgery ale my musieliśmy trafić
na coś w stylu piekarni.
- Naprawdę
nie ma żadnego innego miejsca, gdzie mogłabym zjeść?
- July, ile
razy mam ci to mówić, albo zamówisz coś stąd, albo będziesz w takim stanie
przez jeszcze 5 godzin. – chyba przez moje niezdecydowanie jego cierpliwość się
kończyła. Dobra, zamówię tą szarlotkę, chociaż to zjem.
Po złożonym zamówieniu znalazłam
wolny stolik dla dwóch osób i usiadłam po lewej stronie. Czekałam aż Harry
usiądzie, jednak on dalej stał. Jeśli myślał, że zjem tą jebaną szarlotkę w
pośpiechu, gdy on sobie postoi to się grubo mylił. On ma usiąść koło mnie. Jak
to człowiekowi przystoi.
- Na co
czekasz? – spytałam zniecierpliwiona. Oby odpowiedział sensownie. Już otworzył
usta aby coś powiedzieć, jednak krzyk kelnerki o gotowym dla mnie cieście
przerwał tą czynność. Zielonooki odebrał zamówienie przysyłając ciepły uśmiech.
- Na to. –
powiedział i postawił mi przed nosem talerzyk z szarlotką, siadając po
przeciwnej stronie. Czyli że jednak mama go wychowała.
- Dziękuję.
– odparłam grzecznie.
- No więc…
powiedz mi coś. – zaczęłam krojąc jeden kawałek ciasta.
- Ale co mam
ci powiedzieć?
- No nie
wiem… może opowiedz mi coś o tym twoim przyjacielu.. Lewisie. – zaproponowałam.
Mógł gadać o czym chce, bylebyśmy nie siedzieli w ciszy.
- Po
pierwsze, on ma na imię Louis, nie Lewis. Po drugie, to co chcesz wiedzieć?
- Po prostu
mi o nim coś opowiedz. I tak nie mamy wspólnych tematów, jak widzę. –
stwierdziłam.
- Mogę ci
powiedzieć, że jest dość zabawnym gościem. Może go polubisz. – powiedział i
wyciągnął serwetkę podając mi ją. Wytarłam usta i nagle skojarzyłam jeden fakt;
ja przecież nie mam kluczy do tego domu w Doncaster. One zostały w aucie.
- Kurwa… -
przeklęłam cicho pod nosem, jednak Harry to usłyszał.
- Co się
stało?
- Nie mam
kluczy do tego mieszkania w Doncaster! Zostały w tym starym gracie. –
wybełkotałam. – świetnie. Bez kluczy, bez kasy, bez dokumentów, bez auta. Bez
niczego.
-Hej,
spokojnie. Zatrzymasz się u nas.
Czy on
właśnie powiedział U NAS? Oby to miało znaczyć to, że ma dziewczynę.
- Jak to u
was?
- Mówiłem
ci, że jadę do przyjaciela. Będę u niego dobre dwa miesiące, więc trzecia osoba
w postaci aniołka, nie jest przeszkodą.
Jakiego
aniołka? Jakiego aniołka?! On mi działa na nerwy. Skąd taka nazwa, no skąd?
- Zaraz,
zaraz. Jakiego aniołka?
- No wiesz,
jesteś zadziorna, to urocze. – między jego słowa wdarł się niekontrolowany
chichot. Z tą zadziornością bym się zgodziła, jednak nie wiem czy to jest
urocze.
- Nie chcę,
żebyś tak do mnie mówił, ok? Bo zaczynam żałować, że ci zaufałam i wpakowałam
się z tobą w tą podróż. – po tej uwadze mam nadzieję, że przestanie.
- Dobra, już
spokojnie. Nie pożałujesz tego czasu z nami spędzonego.
- Ta..
dziękuję za propozycję ale ja nie mam żadnych rzeczy osobistych, zero ubrań,
czegokolwiek. – musiałam stwierdzić ten fakt.
- Ustalimy
wszystko jak będziemy w Doncaster, ale nie dojedziemy tam w czasie, jeśli
będziesz się tak wlec z tym ciastem. – nie ukrywał drobnej irytacji.
- No dobra,
dobra, już jem i jedziemy dalej. – odrzekłam po czym wzięłam ostatni kawałek
szarlotki do ust.
------------------------------------------------------
Chciałam się was tylko zapytać... Nie przeszkadzają wam wulgaryzmy? Po prostu chcę znać waszą opinię, czy wam to nie przeszkadza i nie zniechęca do czytania :) Proszę aby każdy z was napisał swoje zdanie w komentarzu <3
PĄCZEK WAS KOCHA ♥ ♥
uuu*_*
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje opowiadanie, choc się dopiero zaczyna. Wspaniale piszesz, masz wielki talent. Nie zmarnuj go:) czekam na nn. :)
@chomikwgaciach
Uwielbiam ten blog!♥
OdpowiedzUsuńCzyli nie pączek, a szarlotka? ;D
Ciekawie się zapowiada... dziewczyna ma charakterek ;)
Mi jakoś szczególnie wulgaryzmy nie przeszkadzają ;)
Czekam na dalszą część :D @Pat_rishia