wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 2

   Nie przedłużam! Życzę tylko miłego czytania i przepraszam za jakiekolwiek błędy:)

Proszę o przeczytanie notki pod postem :D 

enjoy x 

---------------------------------------------------------------------
 

                      Gdy wyszliśmy z baru uderzyła mnie fala chłodu. Nie wiedziałam która godzina, ale wiedziałam że było zimno. Otarłam dłońmi ramiona, co zauważył… no właśnie. Nie znałam jego imienia. To śmieszne. Jadę z nim w nie bliską podróż a nie znam jego imienia. W każdym razie zauważył to i lekko się zaśmiał.
- Zaraz będziemy w aucie. Będzie ci cieplej.  – oznajmił ciepłym tonem. Jakby się wsłuchać, było słychać charakterystyczną chrypkę.
- Jak masz na imię? – zapytałam zupełnie tak, jakbym  lekceważyła to co przed chwilą powiedział.
- Ah… nie przedstawiłem się… Harry jestem. A ty śliczna?
- July. – odpowiedziałam,  ignorując ostatnie słowo. Komplementy mile widziane.
Harry wyciągnął z kieszeni spodni mały pilocik, poczym nacisnął czerwony guziczek otwierający zamek w drzwiach samochodu.
- Wsiadaj. – oznajmił i otworzył drzwi. Posłusznie wsiadłam i rozejrzałam się po wnętrzu. No, biedny chyba nie był.  Jasne, skórzane fotele, wszystko na glanc. Po chwili drzwi od strony kierowcy otworzyły się, a Harry siadł za kółkiem. Odpalił silnik jednak ja mu przerwałam. On zapomniał gdzie mamy najpierw jechać.
- Ej. – zaczęłam. – najpierw jedziemy po coś do jedzenia. Jestem coraz bardziej głodna.
Znów ten jego chichot. W odpowiedzi na jego gest, przykułam go przeszywającym wzrokiem. Nie wiele to dało, bo się odwrócił.
- Chyba jakieś 90 kilometrów stąd, jest jakiś bar. Podjedziemy tam, zjesz coś i ruszymy w dalszą drogę. – jego pomysł był dobry. Skinęłam głową i złapałam za pas bezpieczeństwa, zapinając go. Po chwili już byliśmy w drodze.

                                                                                ***

        - To może szarlotkę? – padło kolejne pytanie Harry’ego. Ugh, mieliśmy się zatrzymać przy jakimś BARZE a nie przy ‘Chatce babuni’. Liczyłam na jakieś frytki, hamburgery ale my musieliśmy trafić na coś w stylu piekarni.
- Naprawdę nie ma żadnego innego miejsca, gdzie mogłabym zjeść?
- July, ile razy mam ci to mówić, albo zamówisz coś stąd, albo będziesz w takim stanie przez jeszcze 5 godzin. – chyba przez moje niezdecydowanie jego cierpliwość się kończyła. Dobra, zamówię tą szarlotkę, chociaż to zjem.
          Po złożonym zamówieniu znalazłam wolny stolik dla dwóch osób i usiadłam po lewej stronie. Czekałam aż Harry usiądzie, jednak on dalej stał. Jeśli myślał, że zjem tą jebaną szarlotkę w pośpiechu, gdy on sobie postoi to się grubo mylił. On ma usiąść koło mnie. Jak to człowiekowi przystoi.
- Na co czekasz? – spytałam zniecierpliwiona. Oby odpowiedział sensownie. Już otworzył usta aby coś powiedzieć, jednak krzyk kelnerki o gotowym dla mnie cieście przerwał tą czynność. Zielonooki odebrał zamówienie przysyłając ciepły uśmiech.
- Na to. – powiedział i postawił mi przed nosem talerzyk z szarlotką, siadając po przeciwnej stronie. Czyli że jednak mama go wychowała.
- Dziękuję. – odparłam grzecznie.
- No więc… powiedz mi coś. – zaczęłam krojąc jeden kawałek ciasta.
- Ale co mam ci powiedzieć?
- No nie wiem… może opowiedz mi coś o tym twoim przyjacielu.. Lewisie. – zaproponowałam. Mógł gadać o czym chce, bylebyśmy nie siedzieli w ciszy.
- Po pierwsze, on ma na imię Louis, nie Lewis. Po drugie, to co chcesz wiedzieć?
- Po prostu mi o nim coś opowiedz. I tak nie mamy wspólnych tematów, jak widzę. – stwierdziłam.
- Mogę ci powiedzieć, że jest dość zabawnym gościem. Może go polubisz. – powiedział i wyciągnął serwetkę podając mi ją. Wytarłam usta i nagle skojarzyłam jeden fakt; ja przecież nie mam kluczy do tego domu w Doncaster. One zostały w aucie.
- Kurwa… - przeklęłam cicho pod nosem, jednak Harry to usłyszał.
- Co się stało?
- Nie mam kluczy do tego mieszkania w Doncaster! Zostały w tym starym gracie. – wybełkotałam. – świetnie. Bez kluczy, bez kasy, bez dokumentów, bez auta. Bez niczego.
-Hej, spokojnie. Zatrzymasz się u nas.
Czy on właśnie powiedział U NAS? Oby to miało znaczyć to, że ma dziewczynę.
- Jak to u was?
- Mówiłem ci, że jadę do przyjaciela. Będę u niego dobre dwa miesiące, więc trzecia osoba w postaci aniołka, nie jest przeszkodą.
Jakiego aniołka? Jakiego aniołka?! On mi działa na nerwy. Skąd taka nazwa, no skąd?
- Zaraz, zaraz. Jakiego aniołka?
- No wiesz, jesteś zadziorna, to urocze. – między jego słowa wdarł się niekontrolowany chichot. Z tą zadziornością bym się zgodziła, jednak nie wiem czy to jest urocze.
- Nie chcę, żebyś tak do mnie mówił, ok? Bo zaczynam żałować, że ci zaufałam i wpakowałam się z tobą w tą podróż. – po tej uwadze mam nadzieję, że przestanie.
- Dobra, już spokojnie. Nie pożałujesz tego czasu z nami spędzonego.
- Ta.. dziękuję za propozycję ale ja nie mam żadnych rzeczy osobistych, zero ubrań, czegokolwiek. – musiałam stwierdzić ten fakt.
- Ustalimy wszystko jak będziemy w Doncaster, ale nie dojedziemy tam w czasie, jeśli będziesz się tak wlec z tym ciastem. – nie ukrywał drobnej irytacji.

- No dobra, dobra, już jem i jedziemy dalej. – odrzekłam po czym wzięłam ostatni kawałek szarlotki do ust.

------------------------------------------------------

Chciałam się was tylko zapytać... Nie przeszkadzają wam wulgaryzmy? Po prostu chcę znać waszą opinię, czy wam to nie przeszkadza i nie zniechęca do czytania :) Proszę aby każdy z was napisał swoje zdanie w komentarzu <3 

PĄCZEK WAS KOCHA ♥ ♥  

2 komentarze:

  1. uuu*_*
    Uwielbiam Twoje opowiadanie, choc się dopiero zaczyna. Wspaniale piszesz, masz wielki talent. Nie zmarnuj go:) czekam na nn. :)
    @chomikwgaciach

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam ten blog!♥
    Czyli nie pączek, a szarlotka? ;D
    Ciekawie się zapowiada... dziewczyna ma charakterek ;)
    Mi jakoś szczególnie wulgaryzmy nie przeszkadzają ;)
    Czekam na dalszą część :D @Pat_rishia

    OdpowiedzUsuń