wtorek, 24 września 2013

Rozdział 6

         No to jest nowy rozdział :) wydaje mi się że nawet szybko... No cóż, mam duże plany wobec fabuły tego fanfika, więc doczekajcie się.. 'kompikacji' w relacjach między July, a... Harry'm oraz Lou ♥

Mam nadzieję, że się spodoba i komentujcie skarby :)


-------------------------------------------------------------------



Nerwowo ocierałam swoje kciuki o kostki palców. Jezusie, w co ja się wpakowałam. Chyba do mnie nie dociera to, że właściwie ufam dwóm chłopakom, których znam jeden dzień. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na Louisa. Zaciśnięta warga i wzrok szukający pomocy u Harry’ego. Muszę przyznać, że mają hermetyczny sposób porozumiewania się.
- Tak. Louis miał dziewczynę, July. – odrzekł Harry, nie spuszczając oczu z nerwowej twarzy Louisa. W sumie Lou ma dwie osobowości. Przynajmniej, to moje doświadczenia. Ma opinię drania, ale to się totalnie nie zgadza z jego zachowaniem, wobec mnie.
- Coś nie tak aniołku? – wrzucił szatyn podnosząc brwi i wydymając usta. Hehe, wyczuwam chęć odwrócenia mojej uwagi.
- Nie, tylko tak pytam, no…
Tak. Tylko tak mam ochotę wykrzyczeć ci prosto w twoją piękną twarz, że nienajlepiej o tobie mówią, ciołku.
Harry był skoncentrowany na jeździe. Jego duże dłonie spokojnie spoczywały na granatowej kierownicy, kiedy przemierzaliśmy prosty kawałek drogi. Słyszałam tylko szum silnika. Nie rozumiem tej ciszy.
- Jakie filmy lubisz, aniołku? – zapytał Lou. Boże, no nie mam siły. Oni poważnie, nadużywają tego słowa. To nie jest do kurwy nędzy fajne. Aniołek… ?
- Powtarzasz się, Tomlinson. – warknęłam. – nie prowokuj mnie, proszę cię.
Ja pierdolę, ten koleś to prowokacyjna i złośliwa istota. Nie wiem czy to te jego pieprzone i niepohamowane poczucie humoru, czy wredny charakter.
- Hm… Lubię komedie, dramaty… konkretnie nie mam ulubionego filmu. – odpowiedziałam zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. Boże, moje włosy to chyba jeden wielki kołtun. Od kiedy ja się nie czesałam? Czas na porządny prysznic i wygodne łóżko.
- To co powiecie na kino? – oznajmił Harry. Spojrzał na lusterko, a ja spotkałam jego głęboki wzrok. Zielone tęczówki, wachlarz drobnych rzęs i loki opadające na czoło. Boże… powalał mnie chwilami.
- Właśnie, chciałabyś wyjść do kina July? – wyrwał mnie głos Louisa. Obydwoje mieli charakterystyczne głosy, na pewno. Tylko że głos Harry’ego był nadziewany pociągającą i dojrzałą chrypą, a Lou posiadał wyższy i zdecydowanie mniej głęboki głos, lekko... zadziorny, nastoletni..?
- Wiecie, jestem… um, zmęczona. Może obejrzymy coś w domu? – wydukałam. Naprawdę byłam zmęczona i możliwe, że nawet na komedii czy horrorze bym przysnęła. A wyprowadzenie ‘’śpiącej królewny’’ z sali kinowej, nie jest łatwe… Wolę zasnąć w domu. O tak, to lepszy wybór. – w każdym razie dzięki za propozycję, chłopcy.
- No to podrzucę was do domu, a ja pojadę jeszcze po jakiś popcorn czy colę. – rzekł brunet, na co Louis odpowiedział skinięciem głowy. Nie spojrzał na mnie, tylko odwrócił się i wlepił swój wzrok w szybę…

                                           ***

- Jeśli chcesz coś zjeść, lub się napić, to śmiało, masz wszystko w kuchni. – powiedział ciepłym tonem Louis, i otworzył drzwi od mieszkania. Och. Na szczęście nie uderzyła mnie fala syfu. Było czyściej. No, te mieszkanie jest ładne, ale chyba tylko wtedy jak Harry zainterweniuje i weźmie do pionu Tomlinsona, bo on nie przepada za porządkiem.
- Ok, dziękuję.. – odpowiedziałam nieśmiało i odłożyłam torbę z kupioną odzieżą na najbliższą, wolną komódkę. Chłopak w tym czasie wszedł do kuchni i zajął się, sama nie wiem czym. Chyba wykładał jakieś naczynia, szklanki, w każdym razie tłukł się ze szklanymi rzeczami. Rozglądałam się po pokoju gościnnym. Nawet nie był duży. Teraz mogę sobie pooglądać jego mieszkanie dokładniej. Na ścianach gdzieniegdzie wisiały jego – jak przypuszczałam – stare fotografie. Miał dłuższe włosy, może nawet trochę ciemniejsze. Wyglądał jak zwykły pospolity nastolatek. O Boże… a następne zdjęcie.. miał tam króciutkie włosy. Nie wytrzymałam i musiałam cicho zachichotać. To chyba była jego najgorsza decyzja w sprawie fryzury.
- Co tak chichoczesz,  aniołku, co? – dobiegł mnie jego głos. Po chwili ujrzałam jego sylwetkę w progu. Stał oparty jedną ręką, z tym swoim uśmieszkiem. Uroczy gość. Czasami uroczy…
- Louis no! Nie mów tak do mnie. – burknęłam ściągając brwi. Zaśmiał się cicho. Co za człowiek.. – a chichoczę przez to zdjęcie. – odpowiedziałam zadziornie i wskazałam na fotografię. Jezus, jeszcze raz tam spojrzę, a wybuchnę gromkim śmiechem, nie chichotem.
- July… każdy zalicza jakieś wpadki dotyczące wyglądu, a ja… - zaciął się na chwilę i westchnął unosząc kąciki ust. Znów się zaśmiałam. – ja po prostu jestem bezguściem a… - nie zdążył dokończyć bo wybuchłam głośnym śmiechem. Nie mogłam się powstrzymać. Śmiałam się bez przerwy, aż upadłam na miękką sofę. Kurcze, chyba mnie brzuch ze śmiechu bolał.
- Ej, July! Nie śmiej się!
Jego ostrzeżenia chyba jeszcze bardziej mnie śmieszyły. Dobra, opanuj się July.
- Dobra, dobra Lou. Tylko się nie bulwersuj tak. – wydukałam. Muszę przyznać, że draka z nim, to nawet przyjemna rzecz.– ty cioto…
Myliłam się co do  analizy jego charakteru i umiejętności prowokacji ludzi. Ja jestem od niego lepsza, bo go wkurzyłam.  Albo sprowokowałam do… do tego, żeby rzucił we mnie poduszką i zwiał. Dostałam delikatnego cios w głowę, pomarańczową poduszką. Tak chce się bawić? On nie wie z kim zadziera. W pośpiechu zrzuciłam buty z moich stóp, wzięłam poduszkę i ruszyłam za Tomlinsonem. Dostanie się mu! Tak że ta jego fryzurka nie będzie już taka ułożona… z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Zawsze byłam zwolenniczką dobrej, nawet dziecięcej zabawy. Widocznie Louis również. Wyszłam z salonu i stanęłam w korytarzu.
Gdzie on był? Serio, te mieszkanie nie było jakieś wybitne duże, on może być tylko w kuchni, w łazience lub w pozostałych 2 pokojach. No dalej, rusz mózg July. Poszłam do kuchni. Pusto… Boże, ja się bawię w chowanego w wieku 20 lat…
Zdążyłam obrócić głowę bo stronę drzwi do jednego z dwóch nieznanych mi jak dotąd pokoi, a Louis wyskoczył z łazienki i mnie dopadł. Awr, ja przygrywam! Przerzucił mnie przez ramię i zaczął się śmiać. Jak dziecko… Ja też nie żałowałam sobie śmiechu. To była naprawdę frajda. Aż nie mogę uwierzyć, że zwykła, niedojrzała draka z Lou, może wywołać u mnie ból brzucha, spowodowany śmiechem.

- A widzisz! Z panem Tomlisonem się nie zadziera, aniołku! – okrzyknął. 


xx

środa, 18 września 2013

Rozdział 5

    Hejcia <33 PRZEPRASZAM WAS, ŻE TAK DŁUGO MNIE NIE BYŁO ;/ <ALE ZE MNIE CHUJ>


KOCHAM WAS I JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM ♥

much love again

----------------------------------------------------------------------------------



- Tylko że… że…
Totalnie się zacięłam. Kuźwa, ogar.
- Tylko że co? – znowu ten piskliwy głosik. Lafirynda.
- Dlaczego tak o nim sądzisz?
Zaśmiała się ironicznie. Cholera jasna mnie trafia.
- Już pomijam fakt, że nie potrafi dobrze traktować kobiet, to nie potrafi ich docenić, nie raz mógłby podnieść rękę na dziewczynę. To jest pieprzony idiota.
O kurwa.
- Boże…
- Coś nie tak, skarbie? – odezwała się. Jezus, znowu ten ociekający plastikiem głos. Chyba nigdy nie spotkałam takiej na pozór pustej kobiety.
- Skąd ty wiesz tyle o nim?
- Dla niego przelotny romans. Dla mnie nieodwzajemniona miłość. Wiesz, długa historia… A po za tym, to nie czas na zwierzanie się z mojego życia osobistego. – odrzekła tonem bardziej stanowczym, znaczącym raczej koniec rozmowy. Boże, chyba mam traumę. Jeśli to prawda, to ja dziękuję, ale z nimi nie chcę mieć nic wspólnego. 
- Dowidzenia… - pośpiesznie rzuciłam i wyszłam ze sklepu. Serce mi biło, tak szybko jak nigdy. Może charakter to ja mam, ale do pewnych granic. Jeśli można było przedstawić moje myśli w tej chwili, na pewno byłby to jakiś nic znaczący kłębek. Rozglądałam się nerwowo w różne strony, sama nie wiem czemu. Po prostu ta kobieta opisała go jak drania, jak najgorszego faceta. Po prostu jak chuja. Ok, muszę sobie na razie dać spokój, pójść po jakąś bieliznę i bluzkę. Tylko spokój.

                                                                         ***

- July! – głos Harry’ego. Kurwa, znowu myślałam że serce mi z piersi wyskoczy. – miałaś być tam, a ty schowałaś się za kotarą.
Bo do chuja jakiś plastik mi nagadał urocze rzeczy o twoim przyjacielu i nie mam ochoty jakoś z wami gadać.
- Ah… no, um… po prostu jestem tutaj pierwszy raz.. i tak jakoś – wyjąkałam. Totalne dno.
- Kupiłaś to co trzeba? – zapytał Louis.
Dreszcz mnie przeszedł. Już pomijam fakt, że nie potrafi dobrze traktować kobiet, to nie potrafi ich docenić, nie raz mógłby podnieść rękę na dziewczynę. Te słowa mi ciągle chodziły po głowie, ja pierniczę.
- Tak…. – wybełkotałam. Co ja mam zrobić? Nie mogę ot tak, sobie pójść…
- Jesteś głodna? – Harry przerwał chwilową ciszę. Spojrzał  na Tomlinsona znaczącym wzrokiem. Ten momentalnie przeprosił mową oczu… Ta atmosfera jest psychiczna. Chcę tylko wiedzieć o co chodzi. Kurcze, Fineasz i Ferb, gdzie są wasze pomysły na wszystko, gdy was potrzebuję?
- Właśnie! Chodźmy gdzieś, przecież ty nic nie jadałaś! – okrzyknął z radością, kiwając głową.
Dobra, póki co, jesteśmy w centrum handlowym. Wszystko jest ok…

                                                                        ***
- Co chcesz zjeść? – Louis stanął przy mnie, patrząc się na zestaw dostępnych Fast food’ów. Wybrałam to, bo i tak nie mam myśli na wybranie jakiejkolwiek innej restauracji. Zjem jakieś frytki… O, albo coś wypiję.
- Um, poproszę shake’a.
- Tylko to? To nie jest porządny posiłek, po drugie jesteś wychudzona, musisz zjeść coś porządnego. – podszedł do lady zostawiając mnie bez możliwości odpowiedzi i zaczął zamawiać. Boże, jak jakaś niańka. Chyba sama wiem, co chcę zjeść, lub nie…
          Louis wziął tacę z różną zawartością i skinął głową w stronę wolnego stolika. Usiadłam między Harry’m, a Lou, albo raczej oni koło mnie.
- Dlaczego wy tak bardzo się mną przejmujecie? Nie rozumiem tej troski, ja mogłam wypić tylko tego shake’a. – wtargnęłam.
Cisza. Totalna cisza. Żadnych odchrząknięć, niczego. Co za gówniany dzień.
- Jesteś dziewczyną. Dziewczyny, powinny być traktowane jak księżniczki, prawda Louis? – odchrząknął Harry, przykuwając głębokim wzrokiem szatyna.
- Prawda. – odpowiedział.
Kto kłamał? Ta babka, czy oni kłamią? Jedno nie zgadza się z drugim. Ona sądzi że to poprany fiut, a jego zachowanie objawia się troską i kulturą. Jezusie, muszę coś naprawdę zjeść i dotlenić mózg, bo to za dużo jak na jeden marny dzień.
- Ok, aniołku, zjedz coś. – wtargnął chłopak z lokami. Boże no, skąd im się wziął ten przydomek akurat dla mnie.
- Ej. – burknęłam, i złapałam jedno skrzydełko kurczaka.
- No widzisz, jednak masz apetyt. – Louis wziął do ręki sok pomarańczowy i zaczął sączyć przez cienką słomkę.

                                                                              ***

  Patrzyłam się tępo w okno, obserwując rozmazujący się obraz. Jechaliśmy nawet szybko, wszystkie budynki, zdawały się być rozmazane, wszystkie kształty. Po mojej głowie, ciągle chodziły te słowa. Ach, no nie mogę. Muszę się go zapytać, o jego przeszłość. Z resztą chyba mam prawo, tak? Przecież ja u niego nocuję.
A tak po za tym, nie wierzę, że mam mieszkać u kogoś, kogo teoretycznie nie znam.
- Louis. – zaczęłam cicho. Byłam nie pewna. Nie wiem, jak on może zareagować na to pytanie.
- Yhym? – odpowiedział z wydymając usta. Nie sądziłam, że on ma choć trochę uroku.
Serce mi zaczęło galopować. A co jeśli on tylko tłumi emocje? Jeśli teraz ich nie opanuje? Jezus, co za panika.
- Miałeś kiedyś dziewczynę?

No i pytanie padło. Huh, w zamian otrzymałam ciszę. Świetnie. Nawet nie odważę się teraz spojrzeć w jego oczy, w ogóle jego stronę. Spuściłam tylko wzrok i czekałam na jakąkolwiek reakcję. 


xx 

poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 4

    Boże, przepraszam was za taką długą przerwę! I witam! Tak tak, wiem, miało być ff z Niallem lub Harry'm, ale wyszło po równo głosów, więc pomyślałam że zepnę poślady, zrobię lekcje później i napiszę kolejny rozdział Angela <33 Poszło nawet szybko z pisaniem, bo wena mnie chyba kocha :)

No to miłego czytania ♥

Mam nadzieję że się spodoba :3

----------------------------------------------------------------------------------------------------


- Ok, skoro nie masz żadnych ciuchów, chyba czas zabrać się za ich kupno, July. – wrzucił Harry. Szczerze mówiąc, nie liczyłam że poznam osobę, która zaprosi mnie do domu i zechce kupić mi ubrania. To trochę dziwne, i  głupie, szczególnie z mojej strony. Ja nie mam nic w zamian…
- Pozwól, że ja i Harry zabierzemy cię do centrum handlowego i ci coś kupimy, bo sami mieliśmy plany żeby tam pojechać.
No to dobra, teraz już to do mnie dotarło; spotykam fajnego chłopaka w barze, który z chęcią zabiera mnie do domu jego przyjaciela, gdzie zupełnie bezproblemowo pozwalają mi zamieszkać dając darmowe ciuchy. Coś nie gra.
- Jeju, dzięki wam chłopaki, ale ja nie rozumiem… – pokręciłam głową, splątując ręce na klatce piersiowej. W pewnej chwili oboje spojrzeli na siebie.
- Czego nie rozumiesz? – zapytał Lou, chowając dłonie do swoich czarnych, workowatych spodni. Stali obok siebie, więc z łatwością mogłam ich porównać. Totalnie różniące się stylem osoby. Harry ubierał się raczej z nutką niedbałości, na tym polegał ten styl. Louis chyba bardziej preferował zwykłe t-shirty i mniej obcisłe niż Harry spodnie.
- Nie rozumiem dlaczego chcecie mi kupić ubrania, nawet dokładnie mnie nie znając. Ja bym nawet na twoim miejscu nie podchodziła do obcej osoby w barze, Harry.
Brak odpowiedzi. Nie wiem co to miało znaczyć, te totalne zatkanie w ich oczach.

                                                               ( LOUIS )

Nie spotkałem się jeszcze z taką odpowiedzią u dziewczyny. July chyba nie do końca nam ufała, pytając się, dlaczego bezinteresownie jej pomagamy. Nie chcę, żeby sprawa z przeszłości się powtórzyła. Nie po to Harry znalazł dziewczynę, żebym spaprał  do końca tą sprawę. Nie zawiodę go i jej.
- To po prostu pomoc, aniołku. – odezwał się zielonooki. Kurwa, on chyba uwielbiał z całego serca, jak ona się denerwuje.
- Możesz tak do mnie do jasnej cholery nie mówić? Naprawdę, nie cierpię tego. – burknęła. Ona naprawdę ma w sobie dużo uroku.
- Dobra, to możemy ruszać. – obwiesiłem i wskazałem ręką w stronę wyjścia.


                                                                           ***
- No dobra, nie będę przedłużał. – zaczął Harry. – ja i Loueh nie jesteśmy tobie potrzebni w wyborze bielizny czy czegokolwiek, więc tutaj masz 120 funtów. Kup to, co będzie ci potrzebne na ten czas. – brunet wyjął ze swojej kieszeni pieniądze i wręczył July. Jej mina była właściwie mieszanką uczuć. Nie mogłem rozszyfrować jakich, ale było ich pełno. Mimika jej twarzy ukazywała upust milionom emocji.
- Jeju… dziękuję wam, na serio… to jest chore, ale jeszcze raz dzięki. – odpowiedziała ciepłym tonem ukazując szereg prostych zębów. Z jednej strony jest zadziorna i pyskata, ale z drugiej to taki… aniołek…
- Będziemy z Harry’m czekać tutaj, za półtorej godziny na ciebie, pamiętaj że to środek tego centrum. Mam nadzieję, że się nie zgubisz. – spojrzałem na nią spod ukosu, na co odpowiedziała mi chichotem.
- Dobra, to do zobaczenia za półtorej godziny! – krzyknęła oddalając się w stronę sklepu.
- Jest idealna stary. Dasz sobie radę. Wierzę w ciebie. – wypalił delikatnie Harry, gdy July już nie było widać.
- Dzięki, Hazz. Ja też w to wierzę… obiecałem, że nie popełnię tego samego błędu drugi raz, to nie popełnię. Przyrzekam.

                                                                     ( JULY )

Weszłam do przestronnego sklepu. Ugh, te od zajebania białe podłogi i światła, strasznie mnie otumaniały. Rozejrzałam się po towarze. Ups, chyba weszłam do zbyt markowego sklepu, jak na moje fundusze, starczące na jakąś bieliznę i spodnie. No cóż, ale co mi zaszkodzi pooglądać? No właśnie. Ruszyłam w głębszą strefę sklepu, gdzie uwagę przykuł mi skup wieszaków z tylko niebieską odzieżą. Niebieski to mój ulubiony kolor, nie ukrywajmy. Zaczęłam więc grzebać, przewracając co raz to następną koszulę czy bluzkę. Nagle jedna wpadła mi w oko. Miała rękawy trzy czwarte, ładny kołnierzyk i śliczny ciemny niebieski kolor. Boże, kupiłabym sobie ją, ale gdy spojrzałam na cenę, oczy mi z orbit wyskoczyły.
- Ja pierdolę, za droga, no. – westchnęłam z zrezygnowaniem. Totalna poracha, ale nie mogę wymagać tak dużej sumy hajsu od chłopaków. To i tak już jest nie fair.
- Za droga słonko? – dobiegł mnie głos jakiejś kobiety. Obróciłam się, chcąc ujrzeć źródło głosu i ujrzałam jak na oko starszą ode mnie kobietę. Kilogramy tapety, blond włosy i w chuj obcisła kiecka. Boże, co za plastik fantastic.
- T.. tak, za droga… - jęknęłam. Ten uśmiech ociekał sztucznością. Kto to kurwa jest?
- Ah, pewnie jesteś singlem rybciu.
Że co?
- C… co? Nawet jeśli to co z tego, że nie mam chłopaka, co ma z tym wspólnego że ta koszula jest za droga? – odburknęłam. O co tej kobiecie chodzi?
- Słuchaj, ile masz pieniędzy?
Ciśnienie mi skoczyło. Niech ona sobie idzie, Boże, co za pytania.
- Pierdolone 120 funtów i chuj cię to obchodzi! – wydarłam się, praktycznie na cały sklep. Momentalnie dziesiątki oczu skierowały się na mnie. Fuck.
- No właśnie. W tym rzecz, skarbie. Gdybyś miała chłopaka, nie miałabyś tylko tylu pieniędzy. Porządny chłopak dałby ci porządną sumę, a tak to sama musisz zarabiać i jak widzisz, nie stać cię nawet na koszulę za 300 funtów.
Zapierdolę ją, zapierdolę ją, zapierdolę ją.
- Po pierwsze, to nie moje pieniądze. Od znajomego, Louisa. Po drugie, skąd ty się urwałaś, że ze mną gadać w tak chory sposób? – zapytałam odkładając w końcu tą koszulę, która nigdy zapewne nie trafi do mojej szafy.
- To ci się trafiło, haha.
Ona jest dziwna. Ja pierdolę.
- Co mi się trafiło?
- Wiesz, ja po poznaniu jednego Louisa Tomlinsona, mam dość wszystkich innych Louisów. - czekaj, czekaj… Tomlinson? Czy to nie ten Louis? Nie ogarniam, kurwa.- więc jakbyś trafiła na Tomlinsona, nawet z nim nie rozmawiaj. Skończony fiut.

Zaraz zejdę na zawał. Przysięgam. 

xx

niedziela, 8 września 2013

Ważna informacja

    Ok, więc mam parę spraw, o które chciałabym się was zapytać...


1. Od razu przepraszam za taką długą przerwę, ale totalnie się nie wyrabiam w szkole, przez co nie mam czasu na napisanie nowego rozdziału ;/

2. No i teraz takie pytanie; napisałam kiedyś dwa opowiadania, jedno z Harry'm, drugie z Niallem. Nie publikowałam ich, jednak w związku z tym, że nie mam czasu na pisanie Angela, wpadłam na pomysł, że będę dodawać tu te fanfiction z Harry'm lub Niallem (wybierzecie sobie), a ja w tym czasie spokojnie napiszę sobie kolejny rozdział ff z Lou :")

Rozumiecie? To takie jakby zastępcze opowiadanie. 

No więc, bardzo was proszę o odpowiedź w komentarzach, to jest ważne! 


♥ 


niedziela, 1 września 2013

Rozdział 3

     No to okej... Przepraszam, że mnie tak trochę dłużej nie było, ale wena bawiła się ze mną w chowanego, razem z czasem :") Wybaczcie, życzę miłej zabawy i bardzo proszę o jakieś komentarze... <33

Z góry przepraszam, że jest taki krótki ten rozdział ;c 

-------------------------------------------------------------------------------------


                                               ***

- Halo! July, jesteśmy już, wstawaj śpiąca królewno. – Harry tak się darł, że musiałam się obudzić. To normalne, że zasypiam w podróżach. Te żmudne 5 godzin w samochodzie działało na mnie usypiająco.
Gdy wyszłam z auta, znajdowałam się przed zwyczajnym wieżowcem mieszkalnym. Nie wyróżniał się, był raczej przeciętny wśród tych okolic.
- No dobra… chcę cię tylko ostrzec, że pierwsze spotkanie z Louisem nie zawsze jest.. idealne. Trzeba go lepiej poznać. – zakłopotał się. Nie wiem co konkretnie miała na celu jego wypowiedź, ale coraz bardziej zaczynam się bać tego Louisa. Gdyby ten jego przyjaciel byłby normalny i bezpieczny, zapewnie nie pierdoliłby, że pierwsze wrażenie na nim, nie jest najlepsze.
- Zaczynam się go bać. – zrobiłam minę pełną żalu, zakładając kosmyk włosów za ucho.
                                                                    ***
Harry zapukał do ciemno brązowych drzwi  i podciągnął rękawy od swojej koszuli. Boże, ta koszula była tak zjechana… Z resztą, jego buty też. Nigdy nie spotkałam się z takim  specyficznym stylem.  Wyglądał niedbale, ale zarazem seksownie. Jestem pewna, że laski się do niego kleją. Jak do rzepa. Po chwili zza progu wyłonił się niższy od Harry’ego szatyn, ubrany w zupełnie innym stylu.
- Harry! Nareszcie jesteś, ty moja cioto!
- Cześć Louis! Tak miło mi cię widzieć, ty druga cioto. – Harry kipiał zirytowaniem. Przez te ich przywitania, nie mogłam powstrzymać chichotu.
- Czy mi się zdaje, czy moja ciota znalazła sobie dziewczynę?
Ha ha, on naprawdę go wkurwiał. Komiczny widok.
- Kurwa! Nie nazywaj mnie tak, wiesz jak tego nie lubię!
Co za bulwers.
- Wiem, że tego nie lubisz, ale ja lubię gdy się denerwujesz. Wtedy wyglądasz jak ciota. – nawet nie zauważyłam kiedy na moją twarz wkradł się szeroki uśmiech, spowodowany tą sytuacją. Wspominałam, że dalej staliśmy na korytarzu?
- Dokończymy to później Tomlinson. – wydyszał Harry. – to jest July. Można powiedzieć, że ją przygarnąłem.  Chyba nie masz nic przeciwko temu, aby zatrzymała się u nas na pewnie czas?
Louis uniósł brwi do góry i wygiął dolna wargę na wierzch, po chwili się uśmiechając. To chyba dobrze, że się uśmiecha.
- Oczywiście że nie mam nic a nic przeciwko temu, aby July się u nas zatrzymała. Wygląda jak aniołek.
Aha, czyli kolejny koleś, który chce usłyszeć moje kazania, żeby mnie tak nie nazywał?
- Czy wy kurwa czytacie sobie w myślach, czy co?
Ich miny przejawiały się zdziwieniem i rozbawieniem. Ja pierdolę, psychole z uśmiechami na ryju.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. – Harry zgrywał niewiniątko. Oj, ja i m zrobię piekło w tym domu.
- Po prostu mnie tak nie nazywajcie, dobrze? Wtedy może przeżyjecie tą noc.
- Awr! Widzę, że aniołek ma charakter!
No nie pierdol.
- Dobra Lou, możemy w końcu wejść? – zapytał się Harry. Tomlinson wyjechał z tymi swoimi gestami dżentelmena i ruchem ręki, zaprosił nas do środka. Przeszłam przez próg i miałam ochotę odwrócić głowę w inną stronę, byleby tam nie patrzeć. Syf i burdel. Żadne inne słowa tego nie opiszą. Wszystkie ciuchy były porozpierdalane we wszystkich kątach jak po jakiejś wojnie, a na dywanie roiło się od okruszków popcornu i chipsów. Obłęd. Jak można mieszkać w takiej chujni.
- Ja pierdole! Louis, wbijałem ci do tego pustego łba, że ja nie przyjeżdżam do ciebie po to, żeby sprzątać ten syf kurwa!
Znów ta scenka, czyli nerw Harry’ego i zwał Lou. Jak oni się świetnie dogadują.
- Hazz, wyluzuj. – jego rysy twarzy złagodniały, jednak ta jego jajcarska twarz, nie znikała do końca. – postaram się to posprzątać.
Nie wiem czy to był jakiś wielki krok dla Tomlinsona, ale Harry był tym cholernie rozbawiony.
- Ty? Ty to posprzątasz? – uniósł brwi do góry, po chwili unosząc również kąciki ust. – Louis, proszę cię. Nigdy jeszcze nic nie posprzątałeś przy mnie. Zawsze tylko obijasz tą dupę przed telewizorem.
- Ej, stary. – zaczął i przysiadł na oparciu od sofy. Gdyby nie ten syf na niej, byłaby całkiem ładna. – posprzątam to tylko ze względu na gościa i na twoje nerwy.
Mogę to nazwać dramą? Harry zrobił minę wielkiego łaskawcy i westchnął.
- Ta. Domyślałem się tego.  – rzucił zwracając swój wzrok na mnie. Przez ułamek sekundy dojrzałam głębie jego tęczówek. Kipiące zielenią, przykryte pod wachlarzem rzęs. – Chcesz coś może do picia?
- Umm.. może jakiś sok poproszę.- wyjąkałam. Kurwa, nienawidzę tego, brzmię wtedy jakbym nie umiała się wysłowić.
Harry ruszył w stronę nie dość przestronnej kuchni i wyciągnął wysoką, wąską szklankę, nalewając do niej soku pomarańczowego.
- Trzymaj. – podał mi naczynie z pomarańczową cieczą.
- Dziękuję. – odpowiedziałam z ciepłym uśmiechem i upiłam łyk.

   Odstawiłam szklankę na blat i odwróciłam głowę, w celu zobaczenia jak radzi sobie pan Louis. Grymas wymalowany na jego twarzy wyglądał przekomicznie. On chyba nie był skory do sprzątania.